W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

skoro mieli jezioro tuż pod nosem, a w ogrodzie basen. Tym razem jednak zastanawiało mnie
jedynie, dlaczego nie wstrzymali się kilka dni z organizacją tych urodzin i nie zaplanowali
ich na przykład na weekend? Nie sądziłam, żeby dziadek i babcia chcieli zorganizować
swojej córce imprezę-niespodziankę, bo w naszej rodzinie słowo „niespodzianka” nie było
raczej zbyt znane. A zresztą, ciotka z wujkiem szybko zaczęli gadać o planowanym spotkaniu
i o tym, że być może zaczną z lekkim opóźnieniem. Tak czy inaczej, na pewno nie chciałam
o to pytać, bo to zasugerowałoby zapewne, że chcę opóźnić sprawienie ciotce przyjemności
albo że nie uważam ich za wystarczająco sprawnych, by wziąć udział w spotkaniu po
podróży samolotem. Zaczęłam się ponadto coraz poważniej obawiać, co pomyślą sobie
pozostali członkowie mojej rodziny, kiedy zobaczą bulwersujące zmiany na mojej Plakietce.
Byłam pewna, że nie zdążyli zarejestrować ich, gdy spotkaliśmy się koło willi.
Zajęłam się przeglądaniem jakichś spraw na telefonie, jako że nie miałam w tej
sytuacji nic więcej do roboty, pomijając słuchanie rozmów i krzyków domowników. Rzecz
jasna, nie było sensu wtrącać się w dyskusje. Równie dobrze mogłabym od razu poprosić ich,
żeby obejrzeli sobie moją nową Plakietkę. I, tak czy inaczej, byłoby to przecież zerwanie
paktu milczenia. Po jakichś piętnastu minutach stwierdziłam jednak, że muszę sprawiam
jasne wrażenie, jakbym chciała się od wszystkich odciąć i pokazać im, jak bardzo ich nie
cierpię. Poza tym, byłam coraz bardziej zniecierpliwiona i zaniepokojona. Spotkanie miało
się zacząć dziesięć minut temu, a tymczasem nie słyszałam nawet nadejścia rodziny wujka
Gregorego i nie wiedziałam, kiedy w ogóle się to zacznie. Moja rodzina nie miała wprawdzie
w zwyczaju spóźniać się, ale to była wyjątkowa sytuacja i bałam się, że nie zdołam
wytrzymać siedzenia na imprezie dostateczną ilość czasu. Jak zawsze, czułam się potwornie
zmęczona, bolał mnie kręgosłup i co jakiś czas musiałam przecierać sobie oczy, bo trzymanie
ich szeroko otwartych przez cały ten czas było potwornym wysiłkiem. Wyszłam więc w
końcu na korytarz w głupiej nadziei na to, że samo moje pojawienie się wywoła okazję do
jakiejś przyzwoitej interakcji albo że zobaczę jakąś oznakę zbliżania się naszego posiedzenia,
to znaczy oficjalnej części spotkania. Oczywiście tak się nie stało i opierając się bezcelowo o
futrynę drzwi kuchennych, natknęłam się na ciotkę, która akurat chciała wejść do kuchni.



  • Ola, mogłabyś się trochę przesunąć i nie stać w przejściu? – zapytała głosem kogoś,
    kto bezskutecznie usiłował być miły, a przynajmniej dobrze wychowany i dając mi do
    zrozumienia, że muszę przesunąć się natychmiast, jeśli nie chcę być wyrzucona z tego domu i
    zablokowana na wszystkich komunikatorach jego domowników jako wróg numer jeden.
    Stanęłam zatem po wewnętrznej stronie drzwi, zastanawiając się, czy powinnam coś
    powiedzieć i co w ogóle mogłabym powiedzieć w tej sytuacji? Na pewno nie było sensu
    mówić „Przepraszam, że stałam w przejściu i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy”, bo
    wtedy ciotka wyśmiałaby mnie, że rozmawiam o takich głupotach i najwidoczniej bawię się
    w grzeczną dziewczynkę ze staroświeckiej bajki. Zamiast tego, jako że nie odezwałam się
    więcej, usłyszałam tylko: „Stoi i patrzy, stoi i patrzy, ja nie mogę...”. Nie wiedziałam, jak
    ciotka mogła wiedzieć, że patrzyłam (na nią lub na cokolwiek), skoro sama na mnie nie
    patrzyła (stała odwrócona tyłem, krojąc coś na ladzie). Nie mogłam jednak znieść dłużej
    wytworzonego między nami napięcia i, usprawiedliwiając się w duchu naszą skromną
    interakcją, zapytałam, w przypływie spontanicznej czelności:

  • Przepraszam, o kim mówisz, ciociu?
    Ciotka westchnęła przeciągle, odłożyła nóż na deskę i odwróciła się od lady.

Free download pdf