W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Tak, czekanie na połączenie. Zadzwoniłam na rano, około ósmej bodajże, do
    poradni, w której leczę się na te moje migreny, i przewlekły świąd skóry, i kto wie, co
    jeszcze i cały czas czekam na połączenie.
    Zamilkłyśmy na chwilę, kiedy z telefonu odezwał się głos:

  • Jesteś obecnie pierwszy w kolejce. Za chwilę zostaniesz połączony z pierwszym
    wolnym konsultantem. Dziękujemy za cierpliwość.

  • Ojej, to już prawie... trzy i pół godziny? – zapytałam, zerkając na zegarek i licząc
    czas od ósmej do jedenastej trzydzieści. – Ale przynajmniej jesteś już pierwsza w kolejce.
    Anastazja i Casandra wybuchły śmiechem, jakbym powiedziała coś niezwykle
    głupiego, a Deborah wyglądała mniej więcej tak, jak Renata, kiedy sądziła, że nikt jej nie
    rozumie, a ja to już jestem w ogóle na szarym końcu rozumowania.
    Tym bym się raczej nie sugerowała – stwierdziła. – Jestem już pierwsza od półtorej
    godziny.
    Poważnie? – zdziwiłam się, mając nadzieję, że naprawdę brzmiałam w tej chwili
    naturalnie, a Anastazja, Casandra i Susana zaczęły dyskutować o tym, jaka Deborah jest
    uparta i jakie to wszystko jest bez sensu.
    Melania powiedziała Deborah, że jest jej bardzo przykro, że nie może się dodzwonić
    do przychodni i poradziła jej, żeby dobrze się zastanowiła, czy naprawdę warto czekać
    dłużej. Następnie oświadczyła, że musi iść, bo dobiega jej kolej czuwania przy drzwiach, a
    gdyby Ola – to znaczy ja – miała jakiekolwiek pytania, niech nie waha się pytać jej, Deborah
    czy kogokolwiek z obecnych.
    Siedząc razem przy stole było mi coraz trudniej udawać, że nie widzę sztucznej ręki
    Casandry i ostatecznie postanowiłam nie udawać dłużej i ignorować ją otwarcie. To znaczy,
    nie unikać jej wzrokiem celowo i nie starać się przekonać wszystkich, że moje uniki są
    zupełnie naturalne. Nie odważyłam się jednak zadać jej pytania, bo wtedy mogłaby mnie
    oskarżyć o wścibskość czy nachalność. A może nawet o próbę upokorzenia jej. Niby
    byłyśmy w tym nieformalnym stowarzyszeniu i ludzie naprawdę traktowali tu Plakietki jak
    bezużyteczne przedmioty, kładąc je na stole jako podkładki pod kubki albo nosząc je w ręce i
    odkładając gdzie popadnie, kiedy tylko mieli taką możliwość, ale kto wie, co im chodziło po
    głowie? Kiedy rozejrzałam się po sali, zobaczyłam, że dużo osób kładło swoje Plakietki na
    stole i co jakiś czas dał się słyszeć charakterystyczny pisk którejś z nich, informujący, że
    znalazła się ona dalej niż dwa metry od swojego właściciela. Obrazowało to dość jasno
    stosunek zgromadzonych tutaj ludzi do wizerunków narzuconych im przez społeczeństwo.
    Plakietka Casandry leżała w tym momencie na stole całkiem niedaleko mnie i zdecydowałam
    się rzucić na nią okiem. Tak jak się spodziewałam, w jej rubryce „Sprawność” widniał napis
    „Pełnosprawna”, a w kategorii zdrowia „Chora na życzenie”. Nie było oczywiście ani śladu
    uprzywilejowania. Z etykiety wynikało, że Casandra była niepracująca, miała obniżoną
    reputację o jeden stopień, znajdowała się pod obserwacją, a lista jej osiągnięć z pewnością
    nie należała do długich. Byłam ciekawa, co stało jej się w rękę i chyba jeszcze bardziej, jak
    udało jej się zdobyć taką mechaniczną podróbkę. Zakładałam, że musiały w tym maczać
    palce dzikusy, skoro Plakietka zdecydowanie nie przemawiała na jej korzyść. Chyba, że
    zaczęła mieć problemy z wizerunkiem dopiero po operacji.
    Obserwując z dyskrecją moje nowe znajome, szybko zorientowałam się, że nie
    należały one raczej do grupy alergików społecznych, jako że zdawały się rozmawiać ze sobą

Free download pdf