W następnym tygodniu w naszej grupie miały się odbyć jakieś szkolenia i prezentacje
ekspertów na różne tematy. Oczywiście ekspertów wtajemniczonych w Stowarzyszenie
Nieformalnego Cierpienia. Prezentacje dotyczyły głównie różnych dziedzin sztuki oraz
profesji, którymi mógłby się zajmować potencjalny alergik, siedząc w przysłowiowym domu
i nie wystawiając przysłowiowego nosa za drzwi. Tak przynajmniej ja tłumaczyłam sobie cel
tych prezentacji. A może było to po prostu rozszerzenie naszych zajęć, które nierzadko miały
formę warsztatów twórczych. W każdym razie, prezentacje były niezwykle nudne, a
wytrzymanie na nich było takim samym wyzwaniem jak wytrzymanie na wykładzie na
uniwersytecie bądź na długiej lekcji w szkole. W przeszłości przechodziłam wprawdzie przez
te rzeczy wielokrotnie, ale nie zmieniało to faktu, że powrót do nich oznaczał dla mnie czystą
udrękę. Być może była to kwestia przyzwyczajenia, ale nie wyobrażałam sobie powrotu do
trybu szkolnego i brania udziału w lekcjach od rana do popołudnia każdego dnia. W pewnym
sensie poczułam z tego powodu potworną frustrację, bo to oznaczało, że stawałam się coraz
słabsza.
Kiedy schodziliśmy się do sali przed pierwszym szkoleniem, miałam jednak okazję
usłyszeć mnóstwo zupełnie przeciwnych odczuć i spostrzeżeń, które należały do moich
towarzyszy.
- Jak dobrze, że nareszcie nie będziemy musieli nic robić! – zawołała Blanka,
wchodząc do pomieszczenia. - Nareszcie nie będę musiał się martwić, kiedy stracę głos – dodał Dylan i uśmiechnął
się smętnie. - Ja pamiętam, jak w zeszłych latach mieliśmy takie szkolenia – podjął Samuel. -
Eksperci zadają czasami oczywiście jakieś pytania, ale generalnie to oni cały czas mówią i w
ogóle nie są wymagający. Naprawdę można się zrelaksować. - To cudownie! – zawołała Sheila, wydając z siebie westchnienie ulgi, i chyba
wszyscy zdawali się z tym zgadzać.
Wszyscy, oprócz mnie, oczywiście. Violetta miała nieodgadnioną twarz i wpatrywała
się w swoje buty tak intensywnie, że, z tego co ją poznałam, byłam przekonana, że
zastanawia się nad powiedzeniem czegoś. Wydawało mi się, że wygląda na niezadowoloną.
Może nawet wzburzoną. Felixa nie było jeszcze w pokoju, ale kiedy przyszedł i usiadł na
krześle, słysząc komentarze swoich usatysfakcjonowanych kolegów, zapytał: - Czy... - przerwał na chwilę, zapewne dlatego, że Samuel kończył jeszcze mówić,
dodając coś w ostatniej chwili. – Czy tylko ja mam takie wrażenie, że te szkolenia są... Tak
jakby... Bez sensu? - Jak to, bez sensu? – zapytała Tina po krótkiej chwili pełnego konsternacji milczenia.
- Przecież możemy się czegoś nauczyć. No, i nie musimy nic mówić, prezentować się ani
nic takiego... Dla nas to jest chyba na rękę, co nie? - Tak, ale to nie jest szkoła. Nie jesteśmy tutaj tylko po to, żeby się czegoś nauczyć,
ale przede wszystkim po to, żeby walczyć z naszymi lękami. Prawda? - Tak, ale to nie wyklucza możliwości nauczenia się czegoś nowego i ciekawego –
kontynuowała Tina. – A poza tym, będziemy to przecież robić wspólnie. - Tak, ale bez żadnych interakcji. Będziemy tylko słuchać tej samej osoby.