W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

zarzucano jej symulację. Opowiedziała nam, jak raz dostała w autobusie zawału serca i
uratowano ją tylko dzięki jej przyjaciółce, z którą akurat jechała, bo ludzie znajdujący się
wokół byli przekonani, że udaje, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Wszyscy zaczęli ją oczywiście od razu pocieszać, to znaczy przekonywać, że oni też
mają podobnie i że kiedy dołączyli do stowarzyszenia, mieli całą gamę paskudnych objawów
chorobowych, które skutecznie utrudniały im normalne funkcjonowanie i udział w zajęciach.



  • Ale po jakimś czasie się przyzwyczaisz, zobaczysz – mówiła Sheila. – Ja na
    początku mdlałam codziennie, nawet po kilka razy, taki to był dla mnie szok. A teraz czuję
    się już zupełnie jak w domu.

  • Jesteś w domu – zauważyła Sonia i uśmiechnęła się szeroko.

  • Wiem – Sheila zaśmiała się lekko. – Ale gdybym poszła jednak do stałej pracy i
    zarobiła sobie na mieszkanie, to nie wiem, czy chciałabym się w ogóle stąd wyprowadzać.
    Parę osób, głównie dziewczyn, wydało z siebie dźwięki rozczulenia. Marcelina
    chciała chyba coś powiedzieć, ale w końcu zakaszlała tylko, krztusząc się odrobinę.

  • A Dylan na przykład traci czasami głos – dodał Liam, wskazując na kolegę, który
    pokiwał tylko nieznacznie głową, patrząc w podłogę, najwidoczniej znowu nie będąc w
    stanie się odezwać.

  • Ja na początku, kiedy tu przyszłam, chowałam się za krzesłem i miałam tak silne
    napady śmiechu, że nie mogłam prawie nic powiedzieć! Ale to nic takiego... – powiedziała
    szybko Sonia, machając niedbale ręką.
    Słuchając wypowiedzi moich kolegów, zorientowałam się, że moje przypadłości
    chorobowe muszą wyglądać śmiesznie w porównaniu do ich. Tyle, że moje dolegliwości nie
    znikały, a ich zdawały się właściwie zupełnie znikać po przystosowaniu się do nowego
    miejsca. Albo przynajmniej redukować się w znacznym stopniu. Kiedy powiedziałam to
    spostrzeżenie na głos, moi koledzy i koleżanki zaczęli od razu zapewniać, że ich dolegliwości
    również nie zniknęły i nękają ich regularnie i dopiero, kiedy powiedziałam, że chodzi mi
    stricte o samopoczucie na naszych spotkaniach, zrozumieli w jakimś stopniu, o co mi chodzi.

  • Ale przynajmniej nie mdlejesz – zauważyła Sheila takim głosem, jakby uważała
    utratę przytomności za jedyną poważną dolegliwość.

  • I nie tracisz głosu – dodał Liam.

  • I nie masz napadów, których nie jesteś w stanie kontrolować – powiedziała Sonia.

  • I z tego co wiem, nie miewasz chyba bóli głowy – stwierdził Felix, choć jego
    stwierdzenie zabrzmiało trochę jak pytanie.

  • Tak, ale mimo to... Cały czas czuję się naprawdę okropnie – wyznałam. – Nic mi to
    nie daje, że przychodzę na spotkania. Kiedy wychodzę z przychodni, ludzie tak samo
    oburzają się na widok mojej Plakietki jak oburzali się wcześniej, a kiedy wracam do domu,
    jest tylko później, czuję się jeszcze bardziej zmęczona, nie mam czasu nawet na zaspokojenie
    podstawowych potrzeb, nie wspominając już o rozwoju umiejętności i zainteresowań. A tutaj
    czuję się tak naprawdę niewiele lepiej niż kiedy szłam do pracy czy w inne miejsce, w
    którym byłam zmuszona spędzić z ludźmi znaczną ilość czasu.

  • Znaczną ilość czasu? – Zdziwił się Samuel. – Zwykle spotykamy się na dwie,
    maksymalnie trzy godziny dziennie. Z tego co widzę, nie zostajesz już na zajęciach
    dodatkowych?

  • To wcale nie jest mało – odpowiedziałam. – Poza tym, muszę tu jeszcze dojechać.

Free download pdf