- Dzięki – powiedziałam w końcu, idąc za przykładem innych i starając się brzmieć
stosunkowo szczerze, bo nie chciałam łamać reguł, które w tym przypadku były tak jasne.
Wiedziałam, że kompletnie nie przestrzegałam w tym momencie zasady szczerości, ale
dawno już się przekonałam, że nawet w Stowarzyszeniu Nieformalnego Cierpienia trzymanie
się tej zasady pozostawało utopią.
Postanowiłam jednak nie wymyślać niczego nieszczerego dla Sheili, którą następnie
miałam opisać (pomijając wyszukane zwroty łagodzące), chociaż było to bardzo ryzykowne
posunięcie i część osób dała mi do zrozumienia wprost, że moje wypowiedzi są po prostu
wredne i że chyba tylko po Violetcie spodziewaliby się tak zarozumiałej postawy.
Zachowałam również dla siebie, że cechy i opisy, które kolejne osoby nadawały swoim
sąsiadom wydawały mi się nie mieć nic wspólnego z rzeczywistością. Jednak tego, co
usłyszałam od Blanki nie chciałam ukrywać na wieczność. Nie chodzi o to, żeby
oświadczenie, że jestem ambitna i posiadam zdolności muzyczne jakoś szczególnie mnie
bolało, ale pomyślałam, że wyrażenie zainteresowania w tej kwestii nie powinno być
tematem niebezpiecznym. - Znowu nie podoba ci się coś, co powiedziałam?! – krzyknęła Blanka, kiedy
wyraziłam swój punkt widzenia po skończonych zajęciach. A jednak, był niebezpieczny. - Przepraszam, ja po prostu jestem zdziwiona. Nikt nigdy nie powiedział, że mam
predyspozycje do zdobywania osiągnięć i ja sama bym o sobie tego nie powiedziała. To jest
zresztą chyba jedyna rzecz na mojej Plakietce, która jest prawdziwa. - Ja nie mówię, że ty dużo pracujesz, zdobywasz osiągnięcia i tak dalej – powiedziała
Blanka, patrząc na mnie z determinacją. – Ja mówię, że masz predyspozycje. Brakuje ci tylko
woli. Naprawdę tak trudno przyjąć od kogoś raz kiedyś coś dobrego?!
Dziewczyna odwróciła się nagle, nie czekając na moją odpowiedź i pobiegła do
innego pokoju. Później dowiedziałam się, że płakała i że nie miała nawet ochoty przyjść na
kolejne zajęcia. Mnie natomiast ignorowali wszyscy do tego stopnia, że wyglądałam, jak
ruchoma przeszkoda, którą trzeba omijać na korytarzu. Zastanawiałam się, co jeszcze będą w
stanie wymyśleć członkowie stowarzyszenia, żeby postawić mnie w złym świetle.
Chociaż ogólnie nasze zajęcia nie były w ostatnim czasie szczególnie urozmaicone i
większość czasu nudziłam się, słuchając typowych opowieści członków mojej grupy oraz
zachodzącej pomiędzy nimi dyskusji i wymiany poglądów, nasz skład nie pozostał jednak na
długo bez zmian. Zaledwie tydzień po odejściu Violetty, Gizela oznajmiła, że znalazła nową
alergiczkę. Kobieta miała na imię Marcelina, a jej cechą charakterystyczną były trudności z
oddychaniem, jakieś zaburzenia rytmu serca i tendencje do dławienia się. Nie mogła zatem
jeść z nami posiłków i unikała nawet picia wody w naszej obecności, żeby się nie udławić.
Mówiąc, co chwilę kaszlała albo z trudem łapała oddech, nie mogła się przemęczać i ogólnie
widać było po niej, że nie jest w dobrej formie. Nawet na jej Plakietce w rubryce „Zdrowie”
widniał napis „Chora w stopniu lekkim”, chociaż ona uważała, że z powodzeniem należy jej
się przynajmniej status „Chorej w stopniu średnim”. Jej problemy zdrowotne wynikały
oczywiście najwidoczniej ze stresu spowodowanego jej negatywnym odbiorem przez innych
obywateli i zwykle, kiedy kaszlała, dławiła się, czy nie mogła złapać oddechu wśród ludzi,