- I plecak – dodała następnie. – Wszystko, co masz. Chcę to mieć wszystko przy
sobie.
Tego obawiałam się jeszcze bardziej. W plecaku miałam rzeczy niezwykle cenne.
Laptop, prywatne zapiski, klucze, portfel... Chociaż jeśli zostanę uratowana i zabrana do
Korsylii, nie będzie to już miało dla mnie większej wartości... Ale laptop? Moje zeszyty? - Zbliżamy się do jakiejś stacji. Albo dajesz mi w tej chwili, albo się nie zatrzymuję i
jedziemy dalej.
Podałam jej plecak z uczuciem popełniania totalnego szaleństwa. Po chwili
skręciłyśmy w zajazd. Miałam solidne powody, by przypuszczać, że była to stacja A11. Czas
zgadzał się prawie idealnie. Stacja, oprócz zadaszenia, pod którym znajdowały się miejsca
dla pojazdów w celu uzupełnienia paliwa, posiadała niewielki budynek, pokaźny parking i
trochę zielonej przestrzeni. Spróbowałam oblecieć parking szybko wzrokiem w poszukiwaniu
czarnego samochodu z pomarańczowymi elementami. Miał nim przyjechać Alfred. Nie
powinnam spodziewać się go jednak tak prędko. Prawdopodobnie był jeszcze w drodze.
Zatrzymałyśmy się gwałtownie przy wejściu do budynku. Wydawało mi się, że nie
było to miejsce przeznaczone do parkowania, ale Gizela raczej nie zamierzała się tym teraz
przejmować. Wokół nas było trochę ludzi i jakieś samochody. Nie miałam konkretnego
planu. Nie wiedziałam, jak zareagują na nas ludzie i co zrobi przewodnicząca. W tej sytuacji
nie istniał idealny plan. Nie istniał nawet dobry plan. Sprawę komplikował dodatkowo mój
plecak znajdujący się w rękach Gizeli. Nie mogłam się pogodzić z tym, że będę musiała go
zostawić. Nie mogłam się pogodzić z tym, że kobieta uzyska dostęp do wszystkich moich
kont zapisanych na komputerze, odczyta wszystkie moje korespondencje i obejrzy wszystkie
pliki, publikując je w celu dodatkowego zniesławienia mojej osoby lub niszcząc je
bezpowrotnie.
Gdy tylko silnik zgasł, Gizela wyszła z samochodu i zatrzasnęła drzwiczki w
zawrotnym tempie. Próbowałam otworzyć moje, ale nie mogłam. Spróbowałam z drugiej
strony, ale też się nie dało. Zobaczyłam, że Gizela odchodzi, dając mi jakiś znak. Weszła do
budynku. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Miałam fatalne przeczucia. Wzięła ze sobą mój
plecak i telefon, nie mogłam więc nic zrobić, tylko siedzieć bezradnie w miejscu i czekać.
Po jakimś czasie, który wydawał mi się dość długi, wróciła i otworzyła drzwi
szybkim ruchem. Korzystając z okazji, otworzyłam szybko własne i wydostałam się z
samochodu. - Ola, wsiadaj! Co ty robisz?! – usłyszałam od razu. Gizela już szła w moją stronę.
Wokół nas stało kilkoro ludzi, którzy chyba byli nami zainteresowani. - Proszę się zatrzymać! – krzyknął jakiś pan stojący przy wejściu do sklepu i
pokazujący na mnie ręką, kiedy już miałam rzucić się do ucieczki. – Proszę się nie ruszać!
Mężczyzna zbliżył się do mnie, patrząc na mnie ostrzegawczo. Wyglądał na
ochroniarza. Albo przynajmniej na jakiegoś pracownika. Nie miałam czasu, by odczytywać
jego Plakietkę. - Nie pozwólcie jej uciec! – zawołała Gizela, rzucając się w moim kierunku.
Wystraszyłam się i w tym momencie zaczęłam biec w przeciwną stronę, na tył sklepu,
nie myśląc w ogóle nad żadną logiczną strategią. Ku mojemu zdziwieniu nikt mnie nie
powstrzymał, choć kilkoro ludzi stało obok.
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1