wystarczająco, że mnie nienawidzi. Teraz mogłam się tylko bronić i nie czułam w związku z
tym żadnego wstydu, który tak często towarzyszył mi, gdy ludzie zarzucali mi dwulicowość i
inne odrażające cechy.
- Ale ja muszę iść najpierw do toalety! Proszę, pozwól mi tylko pójść do jakiejś
łazienki i od razu po tym możesz mnie uśpić. Albo zrobić cokolwiek, co ci się podoba... Ja
naprawdę nie przestanę prosić dopóki się nie zatrzymamy! - Grozisz mi? – Gizela spojrzała na mnie w lusterku wstecznym wyzywającym
wzrokiem. - Ja tylko mówię, co się dzieje!
Przez chwilę miałam wrażenie, że Gizela chce skręcić w bok. Przejeżdżałyśmy
właśnie obok jakiegoś zjazdu. Nie był to jednak zjazd na stację postojową, a jedynie na jakąś
inną drogę. Nie miałam możliwości sprawdzenia, czy stacja A11 znajdowała się za nami czy
przed nami. Wszystkie stacje, które minęłyśmy, wyglądały prawie tak samo. Domyślałam się,
że nie były nawet nigdzie opisane poza mapą. Po co komuś znać numer stacji, na której
zatrzymuje się samochodem tylko po to żeby zrobić sobie przerwę? - Ale przecież jeśli zatrzymamy się na stacji, formalnej, cywilizowanej stacji
zapełnionej obywatelami, to nie będę mogła ci uciec – spróbowałam jeszcze raz, olśniona
nagle nową myślą. - Co masz na myśli? – spytała przewodnicząca kpiącym głosem.
- Przecież państwo jest po twojej stronie – kontynuowałam. – Każdy, kto dowie się,
że wieziesz mnie do głównego aresztu Służb Nadzorczych i zobaczy moją Plakietkę, będzie
przekonany, że trzeba mnie pilnować. Nie pozwolą mi uciec.
Gizela milczała i nie potrafiłam odczytać wyrazu jej twarzy. - Pójdziesz ze mną, możesz mnie trzymać na sznurku, cokolwiek, wejdę tylko na
chwilę do toalety i wrócimy do samochodu otoczone hordą gorliwych obywateli!
Starałam się brzmieć tak, jakbym uważała ten plan za rozpaczliwy gest wyrzeczenia
się swoich najważniejszych celów i rzeczywiście zaczęłam się zastanawiać, czy wobec tego
wszystkiego miałam w ogóle jakąś realną szansę na ucieczkę. - Zrobimy tak – powiedziała w końcu kobieta. – Daj mi swój telefon!
A więc jednak. Starałam się cieszyć. Wyglądało przecież na to, że ostatecznie jednak
się zatrzymamy... No, i udało mi się wyciągnąć kartę komórkową zawczasu. Mimo to
poczułam się, jakbym miała oddać komuś swoją własną rękę. I już nigdy nie dostać jej z
powrotem. - O, nie! – krzyknęłam, pozorując szok i przerażenie. Byłam przerażona, jednak w
ogóle nie byłam zdziwiona. Spodziewałam się tego momentu prawie od początku jazdy. –
Ale dlaczego? Dlaczego teraz?! - Powiedziałam, oddaj mi swój telefon! Jeśli chcesz mieć jakiekolwiek szanse na
postój... - A oddasz mi go?
Nie mogłam oddać jej go zbyt łatwo, to byłoby zbyt podejrzane. - Zobaczymy. To zależy, jak się będziesz zachowywać.
- A naprawdę muszę?
- Ola, powiedziałam, daj mi ten przeklęty telefon w tym momencie! – Gizela obróciła
się i prawie wyszarpnęła mi komórkę z ręki. Nie stawiałam oporu.