W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Dzwonicie po Służby Nadzorcze?! – wykrzyknęłam szybko. – Przecież to jest
    nielegalne! Nie macie żadnych dowodów! Samych was zaaresztują!
    Kilka osób spojrzało na mnie jak na gadające drzewo. Ochroniarz miał już telefon
    przy uchu.

  • No, co pan robi!? – zawołała jakaś kobieta w wieku przedemerytalnym, próbując
    zabrać ochroniarzowi telefon. Ochroniarz szybko opuścił komórkę i rozłączył się.

  • Niestety, nie możemy wzywać Służb bez formalnych powodów – przyznał z
    goryczą. – Brzydka Plakietka to za mało...

  • Co za przebiegła jędza – wysyczała pierwsza kobieta. – Dobrze wie, że zasługuje na
    areszt, a próbuje z nas zrobić idiotów!

  • Ludzie, skoro widzicie, że zasługuje na areszt, to po prostu pomóżcie mi zaciągnąć
    ją do samochodu! – zawołała znowu Gizela, zrozpaczonym tonem.
    Ludzie patrzyli jeden na drugiego, niezdecydowani. Nagle zobaczyłam wjeżdżający
    na parking czarny samochód. Z pomarańczowymi elementami. Dokładnie taki, jak widziałam
    na zdjęciu wysłanym mi przez Serafina. Pohamowałam odruch, by rzucić się do niego
    biegiem. Bałam się, że Gizela przytrzyma mnie jeszcze mocniej, nie pozwalając mi
    swobodnie pobiec. Musiałam ją czymś zdezorientować, uzyskać jakąś przewagę.

  • No dobrze, wrócę do samochodu – powiedziałam w końcu zrezygnowanym tonem.

  • Ale najpierw, błagam, pozwólcie mi skorzystać z toalety! To po to się tu przecież
    zatrzymałyśmy! Gizelo, pozwól mi pójść swobodnie, przecież i tak jestem otoczona! Puść
    mnie chociaż na chwilę, to strasznie boli!

  • Ty będziesz mi stawiać warunki? – kobieta tylko wzmocniła uścisk.

  • Proszę ją puścić – powiedział nagle ochroniarz. – Nie możemy używać formalnej
    siły wobec nieformalnych zarzutów.

  • Słucham?

  • Nie może pani używać formalnej siły wobec nieformalnych zarzutów – powtórzył
    mężczyzna ze spokojem. – Proszę puścić tę arogantkę. Jeśli spróbuje uciec na oczach tylu
    świadków, to i tak będzie już po niej.
    Jeden ze świadków oznajmił, że ma spisany numer identyfikacyjny mojej Plakietki i
    tylko czeka, by go wykorzystać.
    Gizela powoli zwolniła uścisk, wpatrując się we mnie z głęboką nienawiścią.

  • Jeden niewłaściwy krok i nie odzyskasz nigdy swojego telefonu – warknęła.
    Zaczęliśmy iść w kierunku wejścia do sklepu. Byłam tak napięta, że dziwiłam się, że
    moje ciało jeszcze to znosiło. Że nie wybuchłam jeszcze ani nie zemdlałam. Wiedziałam, że
    jeden niewłaściwy ruch przesądzi w tej sytuacji o całej mojej przyszłości. Jedno nawet
    niewłaściwe spojrzenie. Było natomiast niezwykle trudno nie wykonać żadnego nawet
    podejrzanego spojrzenia w bok, kiedy nie mogłam się zdecydować, co w ogóle robić. Miałam
    do wyboru jedynie iść na ślepo do wnętrza budynku albo rzucić się bez zwłoki biegiem do
    upragnionego samochodu, a każda z tych opcji była zła lub przynajmniej niezwykle
    ryzykowna. Nie wiedziałam, ile czasu Alfred będzie na mnie czekał. Gdybym puściła się
    biegiem od razu i nie udałoby mi się, nie puszczono by mnie już więcej. Z drugiej strony
    jednak, musiałam wreszcie zadziałać wbrew otaczającym mnie ludziom, jeśli chciałam mieć
    jakąkolwiek szansę na ucieczkę.

Free download pdf