W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

wykonywanie niewielkich projektów, tłumaczenie tekstów czy właśnie pisanie zostawali
czasami upoważnieni do realizacji swoich obowiązków pracowniczych poza miejscem pracy,
a i to odbywało się praktycznie na granicy formalności i często załatwiane było na podstawie
znajomości bądź nieoficjalnych umów między pracownikiem a pracodawcą, czyli czegoś, na
co ja definitywnie nie miałam szans. Żeby zawiązać z kimś taką umowę, musiałabym
najpierw zdobyć zaufanie takiej osoby, a ja, pojawiając się gdziekolwiek, zachowuję się tak,
jak gdybym miała napisane na czole „Radzę wam nigdy mi nie ufać”.
Jakiś czas później zdarzyło mi się wprawdzie jeszcze raz znaleźć jakąś posadę, na
którą zostałam przyjęta (oczywiście zobowiązując się do pracy w miejscu pracy). Tak jak
zawsze, wierzyłam naiwnie, że tym razem będzie inaczej, ale w rzeczywistości tak bardzo
zmęczyłam się samym poszukiwaniem tej pracy i przeraziłam się wizją kolejnych reakcji na
moje „Lepiej mi nie ufajcie” na czole, że w nocy w przeddzień jej rozpoczęcia zaczęłam
wymiotować i dostałam jakichś niewyjaśnionych skurczów brzucha, które minęły po trzech
dniach. Nie mogłam już jednak wrócić do pracy, bo w rzeczywistości nie zdążyłam nawet
podpisać umowy, a pracodawca stwierdził z oburzeniem, że go oszukałam i przeze mnie
musiał sobie radzić w pracy przez trzy dni bez jednego pracownika, co skutkowało
ogromnymi stratami i rozruchami w jego firmie. Cieszyłam się jedynie, że skończyło się na
rozmowie przez telefon i że wielkodusznie nie postanowił mnie zgłosić Służbom
Nadzorczym (przynajmniej ja nic o tym nie wiem).
Od tej pory nie próbowałam już żadnego nowego zajęcia, które obligowałoby mnie do
spędzania czasu z ludźmi w jakiejkolwiek formie (nie licząc cotygodniowych spotkań Grupy
Wsparcia, do której zapisałam się niedługo potem i w której sens udziału jest da mnie nadal
bardzo wątpliwy).
Próbowałam przedstawić mój problem pewnej konsultantce zawodowej, do której
posłano mnie kiedyś po wizycie w Urzędzie Cywilnym. Doradczyni po każdej mojej uwadze
wyrażającej wątpliwość lub niezgodę, mówiła: „Ja jestem jednak przekonana, że da pani radę
i byłabym wdzięczna za niepodważanie mojego autorytetu eksperta” z dającym się łatwo
odczytać podtekstem: „A jeśli będziesz dalej go podważać to pożałujesz, że w ogóle tutaj
przyszłaś”, po czym przechodziła do następnej propozycji. Miałam wrażenie, że
zaproponowała mi prawie każdy zawód jaki istnieje w naszym społeczeństwie, od robotnika
drogowego po urzędnika w Urzędzie Cywilnym (już widziałam siebie aplikującą na
stanowisko urzędnika państwowego!), zupełnie tak, jakby nie słyszała żadnych problemów i
preferencji, o których jej mówiłam.
Za którymś razem, kiedy przypomniałam jej o moim problemie związanym z
wykonywaniem pracy między ludźmi, krzyknęła: „Oczywiście, że będzie pani pracowała w
jednym pomieszczeniu z innymi pracownikami, a co sobie pani wyobraża?! Czy pani uważa
się za jakąś księżniczkę? Przecież pani nawet nie jest upoważniona! Nawet najwyżsi
dyrektorzy dysponujący własnymi gabinetami spędzają większość czasu poza nimi, bo na
tym waśnie polega praca w społeczeństwie!”.
Po przedstawieniu mi wszystkich możliwości zawodowych zaprezentowała mi
również niezliczoną ilość ofert edukacyjnych, szkoleniowych, a także ofert udziału w
różnorodnych projektach międzynarodowych, jednak żadna z nich nie spełniała moich
warunków. Poczułam się za to potwornie przytłoczona wszystkimi tymi ofertami, bo poza
faktem, że zakładały one stały kontakt z wiecznie wymagającymi ludźmi, którym nie

Free download pdf