- Co pani tu robi? – zapytał. – Czy pani zamierza mi tu zabierać czas i urządzać jakieś
przedstawienia? Pani wygląda, jakby nie miała się pani nigdy odezwać! Czy pani w ogóle
jest w stanie coś z siebie wydusić? Przecież to jest widoczne na pierwszy rzut oka, że pani tu
nie jest na poważnie, że pani nie ma żadnej poważnej sprawy do załatwienia, bo nic pani nie
mówi! Oj, będzie się pani musiała bardzo postarać, żeby przekonać mnie, że jest inaczej!
Choć od niektórych urzędników i innych pracowników obsługujących ludzi słyszałam
już podobne teksty, chyba pierwszy raz zdarzyło mi się wtedy wysłuchać tak długiej
wypowiedzi tylko z powodu mojego milczenia, które potrwało o sekundę za długo. W
zasadzie miałam już zamiar zapytać, czy mogę usiąść i przedstawić moją sprawę, kiedy
urzędnik ten zaczął mi robić wyrzuty, że waham się zbyt długo i nie traktuję jego pracy
poważnie.
Kiedy zaczęłam tłumaczyć, z czym przychodzę i co chciałabym załatwić, starając się
wytłumaczyć swoje intencje jak najwyraźniej, żeby nie zostać przypadkiem osądzona o jakieś
nieprawidłowości lub niedopowiedzenia, urzędnik prawie natychmiast zaczął wyjmować z
biurka jakieś kartki i jakby szukać czegoś, a kiedy tylko skończyłam mówić, wrzasnął: - Proszę pani, to jest Urząd, a nie kawiarenka! Mnóstwo ludzi chce tu załatwić różne
sprawy, a ja nie mam czasu na wysłuchiwanie pani historii życiowych! Czy pani naprawdę
myśli, że mnie to obchodzi, że pani rodzice nie żyją i że nie ma pani pracy? Czy pani myśli,
że ja mam w tym jakiś interes? Czy pani naprawdę myśli, że ja jestem stosowną osobą w
stosownym miejscu do wylewania przede mną swoich zwierzeń? Czy ja wyglądam na jakąś
pani przyjaciółkę, powierniczkę albo na jakiegoś konsultanta personalnego?!
Moje intencje nie sprawiania wrażenia podejrzanej jak zwykle obróciły się przeciwko
mnie i tym razem właśnie przez podawanie szczegółów, mających udowodnić, że nie mam
nic do ukrycia, stałam się podejrzana. Zresztą, prawdę mówiąc, wydawało mi się, że
informacja o śmierci moich rodziców mogła mieć dla tej sprawy niemałe znaczenie i nie
chciałam zostać oskarżona o zatajenie tego faktu. W obliczu reakcji urzędnika zamilkłam
jednak natychmiast posłusznie, przeprosiłam i nie odzywałam się, dopóki on nie zrobił tego
pierwszy. - ...I proszę wypełnić te formularze – zakończył, rozkładając przede mną zbiór kartek.
- Do widzenia pani.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Miałam jeszcze kilka pytań i byłam
przekonana, że jeśli nie obejrzę tych formularzy tu i teraz, później z pewnością znajdę w nich
jakieś niejasności, których nie będę mogła wyjaśnić, w konsekwencji zatem przyniosę je źle
lub niecałkowicie wypełnione, a kiedy zostanę zapytana, dlaczego nie wyjaśniłam tych
kwestii przed wypełnieniem ich, nie będę miała, co odpowiedzieć. Poza tym, nie chodziło o
same formularze. Miałam jeszcze kilka innych pytań dotyczących przebiegu tej sprawy. A
nie mogłam przecież powiedzieć później, że ten pan, który dał mi formularze oraz informacje
kazał mi z nimi natychmiast odejść, bo to oznaczałoby jego jawne oskarżenie. Nie słyszałam
nigdy, żeby ktoś oskarżył o coś urzędnika cywilnego i na pewno nie chciałam tego robić jako
pierwsza. Prawda była zresztą taka, że ten pan nie powiedział nawet ostatecznie, że muszę
już opuścić stanowisko czy że nie udzieli mi odpowiedzi na żadne kolejne pytanie, ale
przekaz, jaki płynął z jego wzroku i zachowania był dla mnie, o ile to możliwe, był dla mnie
jeszcze wymowniejszy niż słowa. Od chwili, w której rozłożył przede mną formularze, nie
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1