EKOETYKA TEATRU
i jest jej bardzo dużo. Nie trzeba wyjeżdżać
do puszczy, lasu, boru, dżungli, żeby
doświadczyć siebie jako cząstki szalenie
złożonego i fascynującego ekosystemu.
I tym się z kolei zajmowaliśmy w spektaklu
Miejski Ptasiarz, który miał premierę w
ubiegłym roku we Wrocławskim Teatrze
Współczesnym. Poprzez szereg nie do końca
mądrych etiud przypominaliśmy sobie, że
jest coś takiego, jak ptaki w mieście i że te
ptaki mają fascynująco różne zachowania,
fascynujący charakter ruchu i tak dalej.
Celowo eksponuję banał, bo bardzo ważne
jest dla mnie, żebyśmy właśnie poprzez
reprezentację teatralną przypomnieli sobie,
że musimy zacząć od zera i że jesteśmy
częścią czegoś większego od nas i że
musimy na nowo poczuć się w świecie,
na nowo uruchomić naszą percepcję.
Oczywiście, zazwyczaj z tymi problemami
reprezentacji, o których tutaj mówię, łączy
się pewien przewrotny punkt widzenia – nie
wprowadzamy do tych spektakli sielanki
ekologicznej czy przyrodniczej idylli, a raczej
eksponujemy rodzaj ironicznego paradoksu.
Opowiadamy o drzewach w strojach z PCV,
a aktorzy i aktorki proponują namysł nad
ptasim ruchem, sami go odgrywając. Zawsze
też interesuje mnie badanie, gdzie jesteśmy,
jak bardzo jesteśmy oddaleni, jak bardzo
musimy sobie pewne rzeczy przypomnieć
albo raczej zbudować na nowo. Bo pewnie
jest to jasne, że nie będziemy dyskutować
o prostym, niewinnym powrocie do natury,
o zanurzeniu się w niej. Nieprzypadkowo
przywoływałam Krecika w mieście i
jego sztuczny świat, zrobiony z pieńków
i nadmuchiwanych sosenek z gumy.
Drugi obszar, który już łączy się z działaniem
w instytucji czy rozumieniem teatru jako
biotopu i ekosystemu, to jest praca, którą
wykonujemy z kolektywem Instytutu Sztuk
Performatywnych, obejmująca namysł
dotyczący ekologii relacji międzyludzkich.
Myślę, że punkt wyjścia był dla mnie
i dla kolektywu podobny, jak dla praktyki
Romka [Krężela] – namysł nad pracą,
nad tym, jak pracujemy, czym są modele
pracy artystów, dlaczego czujemy się
z nimi tak źle, skoro sztuka ma podobno
być radosnym wyzwoleniem i alternatywną
praktyką działania zawodowego. Kolektyw
Instytut Sztuk Performatywnych tworzy
oprócz mnie pięć osób: dramaturg
i reżyser Michał Buszewicz, duet kuratorsko
-dramaturgiczny ResKeil, czyli Grzegorz
Reske i Marta Keil, reżyserka Anna Smolar
oraz aktor i dramaturg Piotr Wawer jr.
Zaczęliśmy działać w tej grupie około
2018 roku. Później się sformalizowaliśmy
i kiedy jesienią 2018 roku usiłowaliśmy
stworzyć tekst, który by nas określał, to
dosyć szybko zorientowaliśmy się, że po
bardzo wielu latach pracy w instytucjach
teatralnych w tych różnych funkcjach tym,
co nas najbardziej interesuje, jest zero
waste i próba znalezienia malutkiej niszy,
w której trochę inaczej rozmawialibyśmy
o pracy i relacjach, i w której stawialibyśmy
raczej na współbycie i troskę niż na
konkurencję i współzawodnictwo. Nie
chciałabym kolonizować tej dyskusji, więc
tylko wspomnę, że wydaje mi się, że w
działaniach InSzPeru ekopraktyką jest
kultywowanie feedbacku, czyli kiedy ktoś
z nas coś robi zawodowo, to cała reszta stara
się pojechać, zobaczyć, wspiera, rozmawia,
dzieli się. Staramy się sieciować swoje
działania artystyczne i wychodzić poza
logikę konkurencji zatomizowanych grup
czy jednostek. Dosyć charakterystyczna jest
nasza działalność w pandemii, polegająca na
dryfowaniu – spotykamy się, rozmawiamy,
dajemy sobie feedback, staramy się nie
produkować, nie bardzo zresztą mamy jak,
więc nie ciśniemy. W pierwszym lockdownie
powiedzieliśmy sobie, że InSzPer nie zrobi
nic, a mogliśmy tak zrobić przez pewien
czas, ponieważ wciąż mamy przywilej
pracy w instytucjach kultury – i nie ma
co tego kontekstu przywileju zasłaniać.
Postanowiliśmy, że będziemy się spotykać
na Zoomach (bo wtedy wszyscy siedzieli w
ścisłym zamknięciu) i rozmawiać o tym, jak
się czujemy i jak rozumiemy tę sytuację. Może
tylko na koniec dodam jeszcze, że rodzaj
pola ekologicznego czy ekokrytycznego,
w którym bym się sytuowała, to jest coś,
co jest związane z moją praktyką reżyserską
i próbą przemyślenia relacji w grupie