i w instytucji. W takiej grupie, za którą jestem
odpowiedzialna jako liderka procesu. Tutaj
powiedziałabym, że ta sytuacja jest znacznie
bardziej skomplikowana niż działanie
w takim małym kolektywie jak InSzPer.
Zofia Smolarska:
Dziękuję ci bardzo. Poruszyłaś kilka bardzo
istotnych wątków i mam nadzieję, że
do choćby kilku z nich wrócimy, a teraz
Romualdzie, gdybyś mógł odpowiedzieć
na to samo pytanie – w jakie działania się
angażujesz, czy chcesz się zaangażować na
polu ekologii teatru?
Romuald Krężel:
Nie będę powtarzał wszystkiego, co
powiedziała Weronika, ale bardzo chętnie
podpisałbym się pod zainteresowaniami
związanymi ze zmianami klimatu, choć może
je trochę inaczej praktykuję. Postanowiłem
sobie (z takim zastrzeżeniem, że zawsze
mogę to postanowienie złamać), żeby
poświęcić całą moją praktykę artystyczną
tematowi zmian klimatu na wszelkie
możliwe strony. Na razie mi się to udaje, bo
siedząc w tym temacie, cały czas znajduję
mnóstwo nowych, ciekawych wątków.
A zaczęło się to od spektaklu Ostatni, który
zrealizowaliśmy w Nowym Teatrze razem
z Agnieszką Jakimiak, Moniką Duncan,
Jankiem Sobolewskim, Eweliną Pankowską,
Bartkiem Bielenią i całą ekipą realizatorską.
I wtedy po raz pierwszy w tak poważny
sposób wykonałem research wokół tematu
zmian klimatu, poszukując odpowiedzi na
pytanie zadane przez kuratora Tomasza
Platę. Spektakl był ostatnim wydarzeniem
projektu „2118”, w których zaproszeni artyści
mieli odpowiedzieć swoim spektaklem,
choreografią, czy ogólnie wydarzeniem
artystycznym na pytanie: „Jak wyobrażasz
sobie teatr za sto lat?”. Razem z całą
ekipą zaczęliśmy zastanawiać się nad
tym, co to w ogóle jest to „za sto lat”?
Jak mamy umiejscowić nasz teatr w tej
czasoprzestrzeni? Wtedy bardzo szybko
zdaliśmy sobie sprawę, że nie będzie
żadnego „za sto lat”, więc i nie będzie
teatru. Może więc, zamiast mówić o teatrze,
zaczniemy się zastanawiać, dlaczego tego
„za sto lat” nie ma i zamiast odpowiedzieć
na postawione przez kuratora pytanie,
zaczniemy zadawać kolejne pytania.
Była to trochę zabawa formalna. Od tego
momentu zaczęła się też moja prywatna
„zabawa” (w cudzysłowie, bo to są poważne,
chociaż czasami też zabawne tematy)
i zacząłem pracować na różnych polach,
również na polu researchu artystycznego,
który może nie jest do końca nastawiony
na produkowanie spektaklu, ale na
produkowanie, nazwałbym to, wiedzy
performatywnej. Czyli od ponad roku ze
współpracownikami i współpracowniczkami
spotykamy się w różnych sytuacjach
rezydencyjnych (obecnie w CK Zamek
w Poznaniu) i badamy różne aspekty
widzialności zmian klimatu w ramach
sztuk performatywnych. Zastanawiamy się,
jakich strategii performatywnych używamy
w naszych działaniach i w jaki sposób
nasze podejście jest naznaczone poprzez
zmiany klimatu. Na przykład zaczęliśmy się
zastanawiać nad relacją z naturą. Ja też – tak
jak Weronika – zdałem sobie sprawę, że albo
mogę pójść do lasu i przestać być w teatrze
i w reprezentacji, albo mogę zastanowić się,
co ja mogę zrobić w teatrze, kiedy tej natury
tam nie ma. Zastanawiałem się, jaki ja, jako
człowiek, mam kontakt z naturą, co tak
naprawdę o niej wiem? No i zdaliśmy sobie
sprawę, że najbliżej natury to mamy paprotkę
na parapecie, więc zaczęliśmy pracować
z roślinami domowymi, doniczkowymi, które
ze swojej natury są mobilne – można je
przenieść do teatru i nic im nie grozi z tego
powodu. Zaczęliśmy w różny sposób z nimi
współpracować – choćby ostatnio podjąłem
próbę rozmowy z roślinami doniczkowymi
na temat ich historii jako gatunku, który
jest nierozerwalnie powiązany z historią
kolonialną Europy Zachodniej.
Drugim aspektem ekologicznym są na
pewno warunki pracy, jakie sobie sami
wytwarzamy. Oczywiście, tutaj jest dużo
pułapek, bo wiadomo, że nie wszystko
możemy zrealizować na swoim polu