Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

średniego wzrostu, usta namiętne, nogi proporcjonalne do wysokości - jak z obrazka, nazywała
się Jadwiga N., druga chyba w moim wieku; wysoka, włosy koloru lnu, na piersiach dwa długie
jasne warkocze, twarz okrągła z rumieńcami, kibić dziewczęca – poetka, podobno pisała
piękne wiersze, Teresa S. Obie postanowiły uciec przez zieloną granicę do Polski, ponieważ ich
rodzicom szkoda było zostawić swoje kamienice i nie mieli zamiaru wyjeżdżać. Niestety nie
udało się im przekroczyć granicy, sowiecka straż graniczna złapała je jeszcze przed granicą i
wtrąciła do więzienia. Normalnie to dostałyby co najmniej 5 lat łagrów, ale zawiadomieni
rodzice, po usilnych staraniach i tłumaczeniach, że przecież i tak są zapisane na wyjazd do
Polski w ramach repatriacji i jest to tylko sprawa czasu po paru miesiącach więzienia
wypuszczono je do domu.
Dla mnie były one bohaterkami, bardzo mi imponowały. Wyobrażałem sobie, że na
pewno pracowały w konspiracji i musiały uciekać. Tylko dziwiłem się, dlaczego je
wypuszczono? Bardzo chciałem zapoznać się z nimi. Pomógł mi w tym mój kolega Żytkowski.
Umówił się z nimi po lekcjach. Dobrze się złożyło, że mieliśmy tyle samo lekcji co one, więc
wychodząc ze szkoły spotkaliśmy się we czwórkę. Zapoznanie poszło bardzo szybko, tym
bardziej, że Żytkowski znał je dobrze z ubiegłego roku. Trochę wypytywał, jak udało im się
wyjść z więzienia, ale one niechętnie opowiadały.
Rozmawiając na tematy szkolne i spacerując niepostrzeżenie odprowadziliśmy
Jadzię na ulicę Kalwaryjską, a następnie Tereskę do domu. Umówiliśmy się, że spotkamy się
na mszy w niedzielę. Wszyscy z naszego gimnazjum chodziliśmy na mszę do kościoła św.
Katarzyny przy pomniku Moniuszki. Mszę odprawiał ksiądz Jacek. Znany był wśród polskiej
młodzieży nie tylko z patriotycznych kazań, ale również ze zrozumienia i wspólnego języka z
powojenną młodzieżą.
W gimnazjum szło mi bardzo dobrze. Byłem ceniony jako jeden z lepszych uczniów.
Wieczorami przychodziła do nas koleżanka Janki - Lola, mieszkała obok na stancji, grała pięknie
na skrzypcach. Przychodził też mój kolega jeszcze z AK – Rysiek Jasiukiewicz, grał na gitarze, ja
na mandolinie. Gospodyni przychodziła posłuchać, robiła nam herbatę, czasami przychodził
też „Mojżesz”. W przerwach między muzyką było mnóstwo opowiadań, żartów i naturalnie
plotek. Z czasem przychodziło do nas coraz więcej młodzieży z gimnazjum. Organizowaliśmy
wieczory poetyckie, recytowaliśmy różne wiersze, potem były oceny i nagrody dla najlepszych
recytacji wierszy. Najczęściej były to utwory Mickiewicza i innych poetów, które przerabialiśmy
w szkole. Szczególnymi zdolnościami odznaczała się Janka, która miała już spory dorobek
własnych wierszy.
Młodzież z naszej szkoły spotykała się po lekcjach nie tylko w celach naukowych,
organizowano również wieczorki taneczne w domach. Kiedyś na taką potańcówkę zabrał mnie
Rysiek Jasiakiewicz do „Muchy”, która mieszkała na Zwierzyńcu(dzielnica Wilna). Uczyła się w
klasie V i była koleżanką Jadzi N., która chciała się ze mną spotykać. W ten sposób znalazłem
się w małym salonie domku jednorodzinnego u państwa S. Na jednym stoliku w kącie były
jakieś kanapki, kompot, na drugim gramofon z płytami, puszczano przedwojenne szlagiery w
rytmie tanga i parę przytulonych tańczących par kręciło się po salonie. Na nasz widok muzyka
przestała grać, „Mucha” przedstawiła nas wszystkim i zaczęła się, jak to zwykle bywa,

Free download pdf