wmurowane haki i deska od szubienicy, a odpryski cegieł świadczyły o uderzeniach kul. Robiło
to przygnębiające wrażenie. Po spacerze, około pierwszej, dostawaliśmy obiad, czyli zupę –
bałandę , najczęściej rzadki kapuśniak. W więzieniu głodu nie cierpieliśmy, bo zawsze ktoś
dostawał paczki i na ogół dzielił się z innymi. I tak mijał podobnie dzień po dniu w oczekiwaniu
na sąd. Pod koniec maja przestałem dostawać paczki żywnościowe od rodziców.
Z otrzymywanych grypsów dowiedzieliśmy się, że 22 maja 1948 roku z
Wileńszczyzny wywieziono wszystkie rodziny polskie, z których ktokolwiek był aresztowany za
przynależność do ruchu oporu, Armii Krajowej lub innej organizacji niepodległościowej, a
także wszystkich rolników, którzy mieli po 10 ha lub więcej ziemi. Był to duży cios – metoda
hitlerowska: za jednego odpowiada cała rodzina. Właściwie to nie wiem, czy była to metoda
hitlerowska czy sowiecka? Stalin wprowadził ją pierwszy jeszcze za czasów rewolucji. W ten
sposób przygotowywał teren do organizowania kołchozów; zniszczyć opór czynny oddziałów
zbrojnych, zniszczyć ich rodziny, żeby nie było zemsty, zniszczyć ludzi majętnych, żeby rozdać
ich bogactwo plebsowi, który dopóki nie przeje, dopóty będzie zadowolony z poczynań
władzy.
Po paru tygodniach znowu przez karmuszkę wywołano mnie i oznajmiono
„Sobirajsia s wieszczami” (Zabieraj się z rzeczami). Jak zwykle szybko zebrałem swoje rzeczy,
pożegnałem się ze współwięźniami i czekałem, aż mnie wyprowadzą. Za chwilę drzwi się
otworzyły i poprowadzono mnie korytarzami na pierwsze piętro. Na dość szerokim korytarzu
trzymano pod strażą grupkę więźniów, do której dołączono i mnie. Wśród tych ludzi było
trochę moich znajomych. Ucieszyliśmy się, że jeszcze możemy się zobaczyć. Po kolei wzywano
nas do pokoju, w którym siedział rozparty pułkownik z medalami na piersi, podobno
prokurator, i odczytywał wyrok każdemu, bez sądu, bez obrońcy, bez procesu. Mnie odczytał:
„Reszenijem Osobogo Sowieszczanija w Moskwie ... sużdion po statije 58-1a – 11 na 10 let
trudowych isprawitielnych łagierej osobogo reżyma – podpiszi”, co znaczyło: decyzją Rady
Specjalnej w Moskwie ... został osądzony na 10 lat ciężkiej poprawczej pracy w łagrach o
specjalnym rygorze”.
Podsunął mi papierek do podpisania.
- Nie podpiszę - powiedziałem.
- Nu, tak nie nada, eto tolko, szto ty priniał k swiedieniju (No to nie trzeba, to tylko
informacja, że przyjąłeś do wiadomości). - Ja etowo nie priniał k swiedieniju (Ja tego nie przyjąłem do świadomości).
- Priniał, nie priniał, a reszenije jes’t’ i tak i tak pojedziesz na biełyje miedwiedi.
Prożiwiosz 10 let, nie sprawisz sia, dobawim drugije 10 let, aż padochniesz ( Przyjąłeś czy nie
przyjąłeś, a postanowienie jest i tak pojedziesz na białe niedźwiedzie, przeżyjesz 10 lat i nie
poprawisz się, to dołożymy jeszcze 10 lat, aż zdechniesz).
Wyszedłem z pokoju, a następny więzień wszedł. Nikt nie był dłużej niż 5 minut.
Osądzonych ochrona odprowadzała już do innych cel. Mnie zaprowadzono na III piętro do
dużej celi, gdzie siedziało ponad 20 osób już z wyrokami. Wszyscy czekali na transport do
łagrów. W tej celi reżym był mniejszy. Okna nie były zasłonięte „namordnikami”, więc stojąc
na narach można było zobaczyć z dala ulicę, drzewa i ludzi. Od nich oddzielał duży pusty plac,