Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

mniemywania, ponieważ ostatnie próby mojego zetknięcia ze światem sztuki skończyły się kłótnią
przez telefon z jakąś nadęcie rozbisurmanioną redaktor, która po przeczytaniu moich wierszy, a była
to filozofia na miarę czasów, zwróciła się do mnie w wiadomości zwrotnej. Napisała bowiem, że ta-
kich utworów nikt nigdy nie publikował i publikować na pewno nie będzie. Pozostał bałagan na
łóżku i pościel rozlana połacią pierzu pod powłoką nieznośnych, spranych wzorów.


Zasypiałem powoli, a w mojej głowie tliły się obrazy i słowa, które usnute za dnia powodo-
wały uczucie nieco abstrakcyjne. Czułem, że przepadam jak zauważone książki w otchłań snu, a ra-
zem ze mną niewytłumaczalna całość , której chwyciłem się, aby moje ciało uległo niskim reje-
strom nocy.


Śniłem o wszystkich bezludnych wyspach, na które zabrałbym sam nie wiem co, być może
supermoce, aby wydostać się stamtąd jak najszybciej. Śniłem również o przestrzeni, która na pogra-
niczu psychologizmu i oniryzmu rozpuszczała wymiary, których drogi prowadzą przez różne, nie-
wymyślne stany świadomości. Śniłem również sny piękne, podczas których wszystkie niespełnione
aspiracje czy marzenia zdawały się na wyciągnięcie ręki. Miałem namiastkę uczucia - gdybym nie
musiał obudzić się z gorzkim przeświadczeniem, że to był tylko sen.


Szukałem ujść marzeń, które w zestawieniu z prawdą wydawały się co najmniej piękne. Nie
było nic więcej w moim wnętrzu. Pragnąłem każdego kolejnego wieczoru, który dystansem od co-
dzienności jawił się na miarę wydarzeń. I tak spędzałem godziny zawieszone pomiędzy dniem,
a snem. Szukałem wyrażeń, które mogły świadczyć, że moje istnienie wypełnia więcej, niż to, co
mnie otacza, niż to, co widzę. Nie miałem zarazem złudzeń odnośnie mojego przypadku, że to nie
o mnie chodzi. Nie miałem więcej możliwości, niż proponowała rzeczywistość i nie szukałem speł-
nienia.


Trwałem sam, otoczony zwykłymi przedmiotami. Przybierałem atrybuty osoby oddalonej od
reszty, która błądzi z wyboru, i która pozostaje w oddaleniu, jakby niewymuszony spokój mógł czy-
nić życie lepszym.


Niekiedy przed zaśnięciem myślałem o wszystkich zdarzeniach, które nadawały złudzonego
poczucia, że w egzystencji kryje się coś więcej: uczucia poranka tuż po przebudzeniu, pierwsza ro-
ześmiana osoba spotkana w pracy, umiejętności, które ktoś zauważa, spacer po pustkowiach rozla-
nych pejzażem jak obraz, odliczane płyty chodnika, odnaleziona treść, która tliła się wcześniej
w myślach, uczucia pustego autobusu, piękny budynek, który błyszczy w słońcu, gęsta kawa usnuta
tchnieniem, spokój miasta, które rozwija się układnie, rozwichrzona paleta barw na targowisku,
schwytany wzrokiem biały motyl, wymierzone spojrzenie i ukłucie refleksji, zapach kwiaciarni, od-

Free download pdf