Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

z której się uwolniliśmy jako ludzie, i do której wracamy w każdej tej chwili jest koroną, błyszczącą
najcenniejszymi kamieniami, rzucając bezwarunkowo aurę, jaka olśniewa. I nie ma w tym nic
z sentymentów albo tkliwych wzruszeń. Refleksy przyrody powodują wypełnienie, które trwać
może w każdym.


Refleksy przyrody są dla samego bycia i istnieją odbiciem w cywilizacji, która też pragnie
piękna i rozwoju. Cóż jest bowiem większego od natchnienia albo inwencji twórczej pochodzących
z natury. I gdzie kryje się wnętrze przyrody, bo oblicze zewnętrzne jest wszem znane i wiadome.
Czy w ogóle ulega takim podziałom? I czy nie jest jedyną stałą, która niezmiennie towarzyszy temu
wszystkiemu? Można ją obserwować ze skrytego cienia, który z natury się wywodzi jak melodia
ptaków na gałęzi, z której płyną poświaty najpiękniejsze, bo naturalne.


Ziarno zasiane przez podmuch wiatru puszcza pierwszy korzeń, który rozwija się powoli
zieloną nicią, młoda roślina puszcza kłącza i pierwsze listki, aby pąkiem obdarzyć świat, który łak-
nie piękna płatków – a te ulegają pierwszemu pąsowi i stają się inspiracją najpiękniejszą.


Albo szum wiatru, jaki smaga liście - leśną symfonią zdają się wirować, mieniąc się w słoń-
cu swoim zielonym, delikatnym obliczem.


Spoglądałem przez okno jeszcze dłuższą chwilę, a refleksy natury odmieniały moje wnętrze,
które pragnęło piękna i brutalności kwiatu. Czy nie to właśnie zbliża nas najbardziej do przyrody –
nasze wnętrze, które z natury jest rozedrganym, niekiedy zmiennym dobrem, jakie przenika piękno,
które można odczuć i zatopić się w nim tak, jak zieleń zatopiona jest w naturze?


Piękno poranka rozkwitło również we mnie. Zjadłem śniadanie i wyszedłem na zewnątrz.
Do wykładu miałem jeszcze trochę ponad godzinę, dlatego postanowiłem wysiąść kilka przystan-
ków wcześniej, aby okrężną drogą móc napawać się tym tchnieniem, które wzbierało wewnątrz nie-
co wzniosłym promieniem słońca, tworząc iluzję pełnego piękna. Szedłem piaszczystą ścieżką
wzdłuż żywopłotu i kwiecistych strumieni rozlanych pod grynszpanowym korytem przyciętym
w ostrą, prostokątną formę.


Nie było nic oprócz trwania w tym uczuciu. Szedłem i piaszczysta ścieżka zamazywała się
za mną, jakby znikając prześwietlona bladym, świeżym światłem. Myślałem, że jest to jedna z tych
chwil, co świadczą o pięknie i złożoności istnienia – coś tak bliskiego i olśniewającego, a zarazem
do zauważenia, bo na wyciągnięcie ręki. Już wtedy tkwił we mnie skryty cień, w tamtym momencie
był smugą światła, jaka prześwietla moje wnętrze, wyostrzając niektóre barwy, niektóre zaś zasła-
niając swoim połyskiem.


W podręcznej torbie niosłem esej, który miałem oddać, i za który miałem nie dostać wyróż-
Free download pdf