Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

jedyne słowo na Ziemi. Odszukuję z burzy cienie. Jak szare wspomnienie wszystko jest tylko
westchnieniem. Nie waży nic i nic nie odbiera złych zwierzeń, które padają odebranym ukojeniem.
Nieuchwytne marzenie jak szalik wiatru, co podmuchem kruchym istnieje. Na przód. Pędem.
Powtórzenie. Do tyłu. Zamglenie. Nie wiem i patrzę, gdzie wiatr niesie mnie rozpaczą.
Powtórzenie. Nic nie jaśniało czernią nocy. Przestworza zabrały mnie dla samotności siebie. Rzecz
zniknęła w otchłanie nieistnienia. Jakby to istniało naprawdę, jakby coś wyłoniło się z cienia.
Naprawdę nie ma nic. Dla zrozumienia Ciebie zamykam oczy, w otchłanie opadam tchnienia, które
złotym, odebranym wiatrem odkrywa oblicze nurtu mroku, który głębią i przestworzem
niedokończonym zdaniem wymyśla od nowa zapomnienie. Brak. Ukojenia. Wyjęty.


Jackowi spodobał się tekst Kacpra, który brzmiał w nieco podobny sposób. Kacper odczytał
swój fragment, po czym zaczęli wymieniać się opiniami.


Czułem się wewnętrznie roztrzęsiony, kiedy za oknem panował mrok pogody. Nie miałem
i nie byłem. Leżałem na łóżku, nie mogąc dotrzeć do własnych myśli, które jeszcze przed krótkim
czasem malowały wewnętrzny pejzaż okryty słońcem. Nie chciałem i nie mogłem. Wzbierało we
mnie pragnienie ucieczki jak wtedy, gdy byłem jeszcze chłopcem i uciekałem przed strachami,
które smutnymi historiami o duchach wzbierały we mnie jak te uciążliwe uczucia teraz. Pragnąłem
i coś zarazem we mnie gasło. Nie mogłem powstrzymać wrażenia, że to coś jeszcze innego, niż
zwykła niepogoda, która po czasie zanika na rzecz jasności. Rosło we mnie odbicie, które
nieumiejętną dłonią dzieli moje wnętrze. Czułem pustkę. Istniałem gdzieś poza, jakbym czekał
niemożliwego. To tkwiło nawet w słowach rozmowy na inny temat. Coś podświadomie wyrażało
cierpienia, a zarazem bałem się dosłowności moich przeżyć. Błędne koło toczyło się
nieprzyjemnym, niemym wrzaskiem, który powodował stałość tych uczuć. Istniały jedynie chwile
pomiędzy jedną próżnią, a drugą, kiedy odczuwałem ulgę powodowaną moimi wyobrażeniami,
które bardziej chciały, niż mogły przenosić swoje ramy słów w rzeczywistość. Poddałem się
strumieniowi rozpaczy, który wzbierał mimowolnie. I nie odnajdowałem w sobie żadnej odskoczni,
ani pragnienia, aby było lepiej.
Deszcz opadał na otoczenie, a ja czułem, że parapet pluszcze, jakby potęgując rozbawionym
dźwiękiem moje oddalenie. Czy to był mój świat, który decydował sam o sobie, pędząc na
manowce uczuć i aspiracji, które nie opuszczały przestrzeni codzienności? Pragnąłem stałej
otchłani światła, które przetrzymywały chmury, jakby było ponad mną coś jeszcze, co powoduje ten
stan niedorzeczny, na który przestałem już nie zgadzać się. Było mi obojętne to wszystko, co
pustostanem mojego wnętrza było jak zły urok. Coś tkwiło ponad moje siły i ponad moje sprawy

Free download pdf