Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

takie mi się nasunęło na jego widok. Przepraszam bardzo,
onojest trafnei tyle. Niezawahałam sięgoużyć. O ileten
dziennik nie trafi nigdy w niepożądane ręce... jeśli jakimś
cudem urodzą się kolejni Riekowi, będą wiedzieli, jak
czułamsiękwadranspogodzinie 15 dnia 23 lipcaroku 2017.
Onmaoczyjakwieprz.Wybałuszoneiprzekrwione,powieki
z nich zwisają. Śmierdzi mu z buzi, mimo, że zionął pastą
ziołową. Chodzi tu o inny rodzaj śmierdzenia. Śmierdzenie
werbalne wycelowane w jego rodzinę, na którą nie
zwróciłam większej uwagi. Przejmowałam się tylko
Nikolajem.
Gdyby Lewij naciągnął się smrodem z jego ust, padłby jak
mucha. Albo jak postrzelona zwierzyna, do której lubię go
porównywać,jakkolwiekniepokojącesiętomożewydawać.
Przywitał się rechotliwie i spytał o dziewczynkę Izgoratov,
czy jest już sprzedana. Mój mózg autentycznie zaciął się,
oniemiał. Byozmarłejtakmówić!Jaktakmożna?!Tyle,że
potem dodał, że tak utalentowanego skarbu nie warto
sprzedawać.Aha.CzylinazwałLewijadziewczynką.Jeszcze,
kurwa, lepiej. A potem uznał go za „żyłę złota” w tej
rodzinie, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, iż rzekomo
ostatnimi czasy zrobiło się u nich „bogato”? Wczołgał się
przez próg i nie zastawszy biednego Lewija w zasięgu
brzucha zaśmiał się tak donośnie, że choć przez chwilę
można go było uznać za częściowo głuchego, jak to
wcześniej mi Agafon o tym opowiadał. Ewidentnie
zdruzgotała go jego nieobecność. Jakby... na czym mu
zależało?! No tak! Ucieszył się wręcz, poprosił o
zapakowanie porcji jedzenia, którą otrzymałby Lewij w
plastikową – podkreślam, bo to w dalszej części okaże się
ważne–PLASTIKOWĄtorebkę,bymógłjązabraćdosiebie,
do domu. Ja wtedy chyba gapiłam się na niego jak wryta,
ponieważonmrugnąłokiem doElizawiety,któraposłusznie
pognaładokuchni, choćdobrotliwiejązatrzymał. Rzekł, że
tymzajmiesiępoposiłku,bomożezostaniejeszczecośpoza
porcjądziecka,comógłbywziąć.

Free download pdf