życiem, kiedy to Lubowo chwilę przed godziną jedenastą
zwykłoświecićpustkami. Całość ztrzechsetekdzieciaków
siedziała w szkole, ich rodzice siedzieli w pracy, a
dziadkowie robili zakupy w dyskontach. Pan Jan
Meilenstein z kolei, świeżo upieczony student Wydziału
Architektury, student szanowanej na polskiej arenie
politechniki, stał naperonietrzecim zwalizką, zarzuconym
na siebie plecakiem (który, swoją drogą służył mu od
czasów gimnazjum) i szarą tubą na projekty. Stojąc tam,
przyjemnie spoglądało mu się w przyszłość. Swoimi
wąskimi, ciemnymioczkamiwidziałjużsiebiezajmującego
się inrzynierskimi pracami. Widział siebie kończącego
studia pierwszego stopnia za siedem semestrów i studia
drugiegostopniazakolejneczterysemestry. Widział siebie
projektującego drogi, mosty i monumentalne budowle,
dziwne,żeniewiedziałjeszcze,codokładniechcebudować.
Może wzniósłby drugi Dworzec Poznań Główny? Tak
bardzo podobała mu się jego fizjonomia. Te setki tysięcy
blok betonu, tory rozchodzące się na wszystkie strony
świata...
Anajmniejpodobalimusięmuludziekorzystającyzowego
dobra.
Na moment przed podstawieniem pociągu w kierunku
Lubowa (określanegojakopociąg ze stacjiPoznańGłówny
do stacji Konin Zachód), Meilenstein rozglądał się i nie
spostrzegł nawet, że niczym oniemiałyberbećzaczął kręcić
się wokół własnej osi, chcąc pochłonąć życie toczące się
nieopodal, aktóregozdawałsiębyćcichym centrum, takim
trochęokiemcyklonu.
Wszystkokręciłosięwokółniego,wtamtejchwilitoonbył
pępkiem świata, a jego umysł i dusza wiązały supły na
każdym pojedynczym pociągu jadącym do Warszawy, do
Berlina, do Gdańska, do Białegostoku i do Krakowa.
Ciągnęły za sobą jego horyzonty. Jan był początkiem
skorymdopoznaniawszelkichmożliwychkońców.
Powagę sprawy odczuwałyjego plecy – we wspomnianym
wcześniej plecaku mieściło się bowiem – o ironio! – tuzin
kasia kuszak
(Kasia Kuszak)
#1