Wystawa
AntoninaRiekowaopierałasięopomalowanąnabiało
framugę drzwi muzeum. Tych właśnie drzwi, na których
widniała podobizna starego Flawija Riekowego.
Obserwowała napływające do wewnątrz tłumy, którym jej
siostrzenicastawiałapieczątkinawydrukowanychwcześniej
biletach. Bacznie przyglądała się, jak na twarzy tego
niewdzięcznego bachora malował się grzeczny uśmiech.
Sama krzywiła usta nie mogąc tego pojąć. A jeszcze
bardziej skonfundowała ją reakcja Ameliji na przybycie
MałgosiKowalskiej.Spojrzałanabyłąsprzątaczkęzupełnie,
jakby była ona zjawą. Rozszerzyła oczy i przywitała się z
nią tonem żywym, lecz nieznajdującym pokrycia w jej
mimice. Takim sztucznym. A Ameliji trzeba akurat oddać,
iżprzezwiększośćczasubyłazatrważającoautentyczna.
Podbijając pięćdziesiąty bilet, kulturalnie zamknęławejście
do muzeum, prosząc kolejną turę o poczekanie w
rozmieszczonych nieopodal ławeczkach lub doradziła im
wyprawęnaobiadwpizzerii.
Wyrachowana – pomyślała, poczym przypomniała sobie o
poprawie sytuacji finansowej, która zaszła w znaczącej
częścidziękiwyprawieAmeliji.Profilaktycznieuszczypnęła
się w język, by przypadkiem nie wypowiedzieć owego
określenianagłos.
Rozpoczęła się kolejna wystawa stanowiąca
retrospekcjęwyprawydoMatczynejDrogi.Pozagablotę,do
osobistegowgląduwyłożyłaświeżowywołanezdjęcia,które
sama zrobiła. Niebyłysamew sobie zbyt wartościowe, bo
jakąmiałymiećwartość,gdyliczyłysobiezaledwiekwartał?
Zresztą... dziewczyna i tak przechowywała je na
komputerowymdysku.
Fotografie były przekazywane z rąk do rąk. Antonina ze
skrywaną nieumiejętnie aprobatą przytakiwała Ameliji.
Dobrzegadasz,wyrachowanydzieciaku – myślała. Znów ją
tylkozastanawiałajednakwestia. Choćnaogółsiostrzenica
prowadziła płynne i przejmujące monologi, to zawsze