Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

Zawsze, gdy miała do czynienia z pierogami, myślała o
swym bracie,którybyłichwielkim koneserem. Najchętniej
wsuwałby je dzień w dzień, w ramach każdego posiłku i
jedynie zdrowy rozsądek zakazywał mu to robić. A
przynajmniej takie podejście posiadał przebywając w
Lubowie, wdomurodzinnym.Ktowie,coontamzjadałna
tychstudiach?
Małgorzatę zawsze zastanawiało, jakim cudem osoba o
takiej diecie i o takim trybie życia, jak Jan, wciąż nosiła
ubraniaorozmiarzeS iwciążmiałaumięśnioneciało. Cóż,
tochybazasługaMeilensteinowskichgenów.
Tęskniła za bratem. Studia na Politechnice Poznańskiej
zaczął nieco ponad miesiąc wcześniej. Niby pozostała po
nimpustkawpostacitylkojednegopokojuzpomalowanymi
nagranatowościanami.Nibyitakmijalisięostatnimiczasy,
ona jeździła do poznańskiego liceum, a on do
złotowektorowego. Niby teraz oboje uczą się w Poznaniu,
aleichszkołyitakznajdująsiędalekoodsiebie.Aletobyło
dziwne uczucie... kochała go całym sercem, jednocześnie
uważającgozanajwiększegobucanatejplanecie.
Czuła się zobligowana odebrać go z dworca, wszak co
piątek lub co sobotę Jan wracał do Lubowa i opuszczał je
dopierowniedzielęwieczorem.Wwiadomościspytałagoo
godzinę powrotu, a odpowiedź niebywale ją ucieszyła. Jan
właśnie skończył ostatni wykład i pędził na Dworzec
Główny, najednąz jegoprzepotężnych platform, na której
zdaje się być zaledwie żałosnym źdźbłem pośród innych
źdźbeł stanowiącychskładowe części ziemskiego trawnika.
Jejdrogibrat, zodzyskanąniedawnotubą,jejbrat, przyszły
architekt, człowiekambitny;młodypiorun, odosobnionyna
zatłoczonej platformie, znaczący dla świata nie więcej niż
jeden oddech na przestrzeni dnia, mogący dopiero swymi
projektaminadaćznaczeniewłasnejosobie...


Pluchanieminęłaz upływem godzin. Niestety, Małgorzata
ubrudziłasobiekozakiwilgotnym błotem, alegrunt,żeszła
na stację niezrażona – jak to członka rodziny Kowalskich-

Free download pdf