Ołtarz kościelny można sobie skojarzyć ze sceną teatralną.
Zrozumieją to chyba tylko osoby po przyjęciu sakramentu
bierzmowania. Widownia siedzi w milczeniu, spowijana kolorami,
które słońce przepuszczało przez witraże. Szeptają między sobą
stare plotkary, a dzieciaki tłoczą się na ławce przeznaczonej dla
nich, gdyż wikariusz kilka pokoleń wstecz umieścił ją najbliżej
ołtarza.
Gdy rozbrzmiewały dzwony, można sobie pomyśleć: „oto
widownia czeka na wejście najważniejszego aktora, a w reakcji na
niego”.
W kościele Florkowska zawsze rozmyślała o dziejącej się
literaturze. Bitterböse składał w macki w trójkąt, jakby chciał
rozegrać z Bogiem partyjkę szachową.
CO ROBIMY Z INŻYNIEREM BITTERBÖSEM?
Ministrant Moderator:
Podchodzi do mównicy i stuka palcem w mikrofon. Cofa brodę i w
pośpiechu wykonuje swoje powinności.
Raz, dwa, trzy...
Mhm...
Trzynaście, plus ja – czternasty.
Ogłaszam stuprocentową frekwencję.
Dzień dobry państwu.
Witam na ósmym w tym roku walnym zgromadzeniu
pracowników Uniwersytetu w Grodziszczku. Kwestią, która
zostanie dziś rozstrzygnięta, jest nieoczekiwane i nieuzasadnione
zwiększenie przepustowości dusz w procesie rewalidacyjnym. W