całkiem dużo osób. Wzdłuż ścian było sporo drzwi, jednak chyba tylko dwoje z nich były
otwarte, a raczej zaledwie uchylone. Zza jednych dochodziły mnie jakieś chrząknięcia,
dlatego uznałam, że lepiej nie będę się tam zbliżać.
Usiadłam na ławce i przeczekałam tam może z pięć minut, po których kobieta, która
przywitała mnie przy wejściu, znowu pojawiła się na korytarzu, zapraszając mnie tym razem
do wnętrza pokoju. Kiedy zamknęła drzwi i usiadła za biurkiem, poprosiła o moją Plakietkę.
- Tylko do sprawdzenia – dodała, domyślając się być może, że mam złe przeczucia.
Przeczytała ją pobieżnie – o ile taką treść da się przeczytać pobieżnie – i oddała mi ją, nie
ujawniając szoku na twarzy. - Proszę się nie przejmować – powiedziała i uśmiechnęła się znowu, jakby znalazła
kogoś, na kogo od dawna czekała. Albo przynajmniej, jakby chciała sprawić takie wrażenie. - Proszę mi najpierw opisać jeszcze raz swój problem. Z tego co pamiętam ze wczorajszej
rozmowy, boi się pani ludzi? - Tak, ale... Czy mogłabym się dowiedzieć jeszcze raz, o co chodzi z tym
Stowarzyszeniem Nieformalnego Cierpienia? – zapytałam, mając wrażenie, jakby coś wciąż
było przede mną ukrywane. – Dlaczego ktoś miałby wymyśleć taką nazwę dla żartu? - Proszę najpierw opisać swój problem – powiedziała ponownie kobieta, tym razem
bardziej zdecydowanym tonem, mniej więcej takim jak lekarze w szpitalu, w którym
niedawno byłam. – Specyfikę naszej grupy wyjaśnię pani w następnej kolejności.
Spróbowałam nie przejmować się uczuciem, jakby działa mi się krzywda i zaczęłam mówić
posłusznie o swojej patologicznej relacji z ludźmi, wiedząc, że jest to jedyna rzecz, która
może doprowadzić mnie do poznania stojącej przede mną tajemnicy i ewentualnego
wyciągnięcia z niej jakichś korzyści.
Kiedy skończyłam mówić, zapytała mnie jeszcze raz, czy chcę dowiedzieć się czegoś
więcej o Stowarzyszeniu Nieformalnego Cierpienia, tak jakbym przed chwilą sama nie zadała
jej tego pytania. Potwierdziłam zatem ponownie i prawie w tej samej chwili usłyszałam
dźwięk przekręcanego klucza za moimi plecami. Gdyby dźwięk ten nie był tak wyraźny, nie
zapytałabym zapewne, czy zostałyśmy zamknięte, ale jako że wydał mi się bardzo wyraźny,
zapytałam, usiłując okazać wyważony niepokój. - Proszę się nie niepokoić, to dla naszego bezpieczeństwa – odpowiedziała moja
rozmówczyni. – Jeśli chce pani dołączyć do naszego stowarzyszenia i dowiedzieć się, na
jakich zasadach ono funkcjonuje, musimy wyjaśnić sobie kilka kwestii i musimy mieć
pewność, że to, co zostanie tu powiedziane nie wyjdzie poza przestrzeń tego piętra. - Ale jak ja mogę dać państwu taką pewność? – zapytałam, czując rosnący niepokój. –
Mogę się postarać, ale to chyba nie jest powód, żeby od razu nas zamykać? - No właśnie, nie może dać nam pani niestety absolutnej pewności. Przede wszystkim,
liczymy po prostu na pani dyskrecję i dobrą wolę. I oczywiście na to, że jest pani osobą, która
rzeczywiście potrzebuje dołączyć do naszego ugrupowania, dzięki czemu chętnie i
dobrowolnie zachowa pani wszystko w tajemnicy. Teraz natomiast zachowujemy
podstawowe zasady ostrożności, zamykając panią w gabinecie. Obiecuję, że nie potrwa to
długo, jeśli tylko będzie pani spokojnie słuchać.
Głos kobiety był spokojny i opanowany, ale jednocześnie zdecydowany i
przekonujący. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Bałam się, że ostatecznie wcale
nie dowiem się tutaj niczego wartościowego (z mojego punktu widzenia), a przede