- No, niestety, byłam ostatnio w Urzędzie...
- Takie rzeczy?! Dziecko, wstyd! Wstyd po prostu!
Babcia nie chciała mnie słuchać, pozwoliłam więc się jej wygadać. - ...I jeszcze chora na życzenie?! A kto ci dał taki tytuł? I dlaczego?
Powiedziałam babci niechętnie, że byłam w szpitalu, bo najwidoczniej nie dało się
uniknąć tego tematu. - I zgodziłaś się, żeby ci dali taki tytuł? Ola... - babcia pokręciła zamaszyście głową,
nie mogąc znaleźć słów, które wyraziłyby jej oburzenie. - Nie zgodziłam się, sami mi dali – próbowałam się wytłumaczyć. – Powiedziałam, że
już wolę nosić „zdrowa”, jeśli nie może być „chora”, ale za kilka dni obudziłam się i
zobaczyłam ten napis na Plakietce...
Babcia oznajmiła, że nie powinnam w ogóle prosić o status chorej, bo w moim wieku
to jest wstyd i hańba, i w końcu stwierdziła, że to jest moja sprawa i że ona nie ma zamiaru
się wtrącać i tracić na mnie swoje nerwy. - Chcesz sobie zepsuć życie, to sobie psuj! Patrzcie, jaka głupia! Ja nie będę się bawić
w twoją mamusię!
Myślałam, że przygotowałam się już na to, co usłyszę, ale poczułam się nagle tak
dotknięta, jak gdyby ktoś uderzył mnie prosto w twarz. Poczułam jednocześnie jakieś dziwne
drapanie w gardle i uzmysłowiłam sobie, że zachciało mi się wybuchnąć płaczem. Zdarzało
mi się to w istocie niezwykle rzadko, jako że codziennie byłam narażona na okrucieństwo
tego świata i pewne rzeczy zdawały się nie robić już na mnie tak dużego wrażenia. A jednak,
chwile słabości wciąż się zdarzały. Nie było jednak sensu płakać tutaj i przy tych ludziach,
bo członkowie mojej rodziny zdecydowanie nie zależeli do osób, które rozczulały się nad
płaczącą osobą i dawały się ponieść emocjonalnym manipulacjom. Przekonałam się o tym
już w przeszłości.
Próbowałam przekonać się zatem, że wcale nie chciałam ani robić „afery”, ani
zemścić się za to, że nikt nie chciał słuchać mojej „afery”, ani nawet uciec stąd natychmiast i
nigdy nie wracać. Babcia tymczasem opowiadała mi, jak gdyby nigdy nic, co mam jeszcze
poprawić na stole i że kiedy już uporam się z poprawkami, to zaprasza mnie do kuchni.
Starając się zdusić w zarodku ogarniającą mnie rozpacz, wykonałam poprawkę na stole z
udawaną sprawnością i przeszłam do kolejnego pomieszczenia, starając się wyglądać na
osobę niezupełnie pozbawioną życiowego entuzjazmu.
Oprócz babci w kuchni znajdował się również dziadek Mirek, siedzący przy stole i
czytający jakąś gazetę. Byłam niezadowolona, że będę musiała pracować z nimi w jednym
pomieszczeniu i słuchać ich mniej lub bardziej jawnych, ale na pewno jadowitych
spostrzeżeń na temat mnie i mojej Plakietki. Wiedziałam jednak, że nikt nie gwarantował mi,
że będę sama. Babcia wyszła ostatecznie z kuchni, zostawiając mnie samą z dziadkiem, a ja
zaczęłam wykładać na blachę poszczególne warstwy przygotowanego uprzednio ciasta. - Ale ty hałasujesz, dziecko! – odezwał się dziadek, kiedy wkładałam blachę do
piekarnika. – Aż dziadek nie może czytać! - Przepraszam – odpowiedziałam, zastanawiając się, czy powinnam dodać, że
postaram się pracować ciszej. Dziadek zaśmiał się jednak i powiedział: - Nie, no! Dziadek nie musi przecież czytać przez cały dzień! Przyszła wnuczka, to
wiadomo, że trochę hałasu musi być w domu!
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1