Na fali zaintrygowania wyciągnęłam następnie z kosza trzy kolejne kartki. Dwie z
nich nie zawierały nic porywającego – na jednej była gra „kółko i krzyżyk” i jakieś wzorki
narysowane długopisem, a na drugiej lista zakupów i jakichś rzeczy do zrobienia, w tym
„zadzwonić do Anderstonu”. Na trzeciej natomiast znalazłam jakiś dłuższy tekst opatrzony
datą sprzed ponad dwóch miesięcy, czyli mniej więcej wtedy, kiedy dołączyłam do
stowarzyszenia.
„Pierwszy raz pojechałam na spotkanie międzyoddziałowe i oczywiście już żałuję, że
to zrobiłam. Oczywiście, to zawsze ciekawe, zobaczyć nowe miejsce, nowych ludzi żyjących
naszą ideologią i w ogóle zobaczyć, jak radzą sobie w innym mieście. Ale w moim
przypadku i tak nic z tych informacji nie wynika, bo nie mogę porozmawiać o tym z nikim
szczerze i niezobowiązująco. Sama podróż była zresztą koszmarna. Musiałam siedzieć
ściśnięta obok Ramona, udając że wszystko jest w porządku i wcale nie jest mi niewygodnie.
Bo gdyby się o tym dowiedzieli, zapewne wybuchliby tylko pełnym szaleńczej satysfakcji
śmiechem. Albo przynajmniej prychnęliby i uznaliby mnie – to znaczy, przekonaliby się po
raz setny o tym, że jestem ekstremalnie wyniosła, wybredna i wiecznie niezadowolona. Oni
nie są typem osób, które wybuchają głośnym śmiechem. A przynajmniej nie Ramon. Dobrze,
że przynajmniej udało mi się uniknąć środkowego miejsca, bo to byłoby chyba nie do
wytrzymania. Ramon na szczęście nie próbował mnie przekonywać, że należy mu się miejsce
z boku bardziej niż mnie, bo jest bardziej chory czy coś w tym stylu, chociaż oczywiście nie
był ze swojego miejsca zadowolony i zapewne był bardzo bliski tego, żeby poprosić mnie o
zamianę. Nie zdziwiłam się natomiast wcale, że Cornel siedział po drugiej stronie przy oknie
i nikt nie zastanawiał się, czy mu się to należy, bo to było po prostu jasne, że Cornel
zasługuje na przyzwoite miejsce. Tak samo nie zdziwiłam się, że Kevin siedział z przodu, bo
to było prawie tak naturalne jak to, że kierowca siedział za kierownicą. W przychodni, w
której znajdował się oddział naszego stowarzyszenia, musieliśmy oczywiście podejść do
rejestracji, to znaczy poczekać w kolejce jakieś dwadzieścia minut, a kiedy wreszcie
dotarliśmy na ostatnie piętro, jakiś pan sprawdził, czy nie jesteśmy szpiegami i skierował nas
z powrotem na dół, bo okazało się, że to na najniższym poziomie przygotowali dla nas
miejsca. Za nami stała już oczywiście jakaś kobieta, która chyba skradała się za nami od
połowy schodów i spojrzała na nas z pełną pogardą, kiedy się do niej odwróciliśmy. Później
ten pan zawołał, że z boku jest winda i żebyśmy się nie trudzili, chodząc znowu po schodach.
Ja co prawda nie lubię jeździć windami, bo raczej zawsze trzeba je dzielić z innymi ludźmi,
udając, że wszystko jest w porządku, ale nie chciałam, żeby ten pan się o tym dowiedział,
więc spróbowałam podziękować mu od niechcenia, to znaczy, ze swobodą, ale oczywiście
nie wyszło...”.
Tekst ten był zapisany po obu stronach kartki i wyglądało na to, że ciągnął się jeszcze
dalej, ale nie miałam pojęcia, czy ciąg dalszy znajdował się w ogóle w tym koszu i nie
chciało mi się go szukać. Po raz kolejny przeżyłam lekki szok, odczytując zapiski osoby,
którą chyba miałam okazję widzieć na własne oczy. Właściwie byłam prawie stuprocentowo
pewna, że tekst ten należał do czerwonowłosej kobiety, którą spotkałam na ostatnim piętrze
przed wejściem do siedziby stowarzyszenia w dniu spotkania międzyoddziałowego.
Wydawało mi się nawet, że pamiętałam napis „Ramon Perkens” na Plakietce tego pana w
kapeluszu. Poza tym, pamiętałam, że Kevin przyjechał z Vindoru tak jak oni. Tak się złożyło,
że nie miałam tylko okazji zobaczyć Plakietki tej kobiety, nie wiedziałam zatem nadal, jak
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1