Napisałam mu szybko nazwę miejscowości, do której wjechałyśmy. Miałam nadzieję,
że znajdzie ją szybko. Nie wyglądała na dużą. Nie zamierzałam jednak pytać Gizeli o naszą
lokalizację, bo nie chciałam ryzykować wzbudzeniem podejrzeń. A jak wiadomo, miałam do
tego niezwykły talent.
Violetta zapytała, czy wiem coś jeszcze i czy może coś dla mnie zrobić oprócz
powiadomienia naszej ekipy ewakuacyjnej. Nagle olśniło mnie i napisałam jeszcze
wszystkim szybko, żeby nie kontaktowali się z Alfredem. A przynajmniej nie przez telefon.
Miałam nadzieję, że nie zrobili tego wcześniej. Po chwili Violetta napisała jeszcze, że
oczywiście nie miała zamiaru kontaktować się z Alfredem i że u niej jak na razie wszystko w
porządku. Zastanawiałam się, czy byłam pierwszorzędną ofiarą Gizeli.
Po jakichś dziesięciu minutach zobaczyłam, że wjeżdżamy na autostradę.
Przeczuwałam, że powinnam coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziałam, co. Pytanie bądź
stwierdzenie, że wjeżdżamy na autostradę, z pewnością nie brzmiałoby naturalnie.
- Cały czas nie rozumiem jednak, jak przejęłaś telefon i samochód Alfreda? –
zapytałam w końcu. – Jeszcze wczoraj rozmawiałam z nim pod tym samym numerem. - To nie ma teraz znaczenia – odpowiedziała kobieta zamyślonym tonem.
Westchnęłam przeciągle i popatrzyłam znowu przez okno, czekając na odpowiedni
moment, żeby odpisać Serafinowi i, ewentualnie, poprosić o zatrzymanie się gdzieś. Opiekun
zapewnił mnie, że już po mnie jadą i że prędzej czy później mnie uratują. Miałam poprosić
Gizelę o przystanek po około pięćdziesięciu minutach drogi autostradą. Umierałam z
przerażenia, że kobieta odkryje mój telefon, zanim się to stanie. Jeśli wszystko poszłoby
zgodnie z planem, zatrzymałybyśmy się prawdopodobnie w zajeździe numer A11,
ewentualnie A12 i Serafin napisał mi, że Alfred postara się być przy A11 za około godzinę i
piętnaście minut. A to oznaczało, że musiałabym spędzić na przystanku aż piętnaście minut,
przy założeniu, że będę przekonywać Gizelę do zatrzymania samochodu przez dziesięć
minut. Obawiałam się wprawdzie, że żaden czas mógłby nie być wystarczający do
przekonania jej do tego w tej sytuacji, ale nie pozostawało mi nic innego, jak spróbować.
Serafin poradził mi również, żebym postarała się usunąć kartę kontaktów, a nawet zniszczyć
swój telefon, jeśli byłabym zmuszona oddać go Gizeli. Napisał, żebym zrobiła wszystko co w
mojej mocy, żeby zatrzymać się na stacji A11 i pozostać tam jak najdłużej albo przynajmniej
zatrzymać się gdziekolwiek, choćby w samej stolicy, i zdołać uciec Gizeli oraz nawiązać
kontakt z nim lub z kimkolwiek z ekipy ewakuacyjnej. Wiedziałam, że moje szanse są bardzo
nikłe.
Po około półgodzinie Gizela wybrała jakiś numer na telefonie i zaczęła rozmawiać z
kimś w trybie głośnomówiącym. Najwidoczniej nie zależało jej na ukryciu tej rozmowy. A w
każdym razie nie za bardzo. Mówiła, że wiezie mnie zgodnie z planem i pytała, czy Serafin i
Melania dali wreszcie jakiś znak życia. Mężczyzna odpowiedział, że nie. Byłam prawie
pewna, że to Paul, chociaż jakość głosu nie była wysoka. Dowiedziałam się jeszcze, że jak na
razie nikt w siedzibie nie nalega szczególnie na wyjaśnienia odnośnie czasowej nieobecności
trójki przewodniczących, ale oczywiście jutro atmosfera niepewności może stać się lepiej
wyczuwalna i z pewnością nie będzie mogła trwać w nieskończoność. - Tylko Penelopa mnie zaniepokoiła – usłyszałam. – Kiedy powiedziałem jej, że nie
mam dokładnych informacji o Serafinie i Melanii, a ty poszłaś do urzędu i że sam nie mogę