- Będziesz musiała. Chyba nie myślisz, że pozwolę ci uciec?
- Co? – udałam zdziwienie. – A gdzie niby miałabym uciec? Jesteśmy po środku
niczego.
Kobieta nie odpowiedziała od razu. - Nie mam zamiaru ryzykować. Nie próbuj robić ze mnie głupiej.
- Ale mi się chce wymiotować! – zawołałam z wyważoną desperacją. – Nigdy o tym
nie mówiłam, ale ja generalnie mam chorobę lokomocyjną. Za dużo zjadłam i wypiłam przed
podróżą... - Dziecko, powiedziałam już, że nie! Naprawdę myślisz, że jestem taka głupia i nie
przygotowałam się na takie gierki? Zamilknij w tej chwili albo będę musiała cię uśpić!
Tym razem naprawdę się wystraszyłam. To znaczy, od dobrej godziny byłam
porządnie wystraszona, a od jakichś mniej więcej dwudziestu minut, to znaczy odkąd
zadzwonił Paul i wiedziałam, że mój czas się zbliża, czułam się tak skostniała, jakby ktoś
wypompował ze mnie całą krew i miałam ochotę trząść się bez przerwy. Serce zaczęło mi bić
jak oszalałe i zaczęłam rozważać coraz to bardziej drastyczne scenariusze i strategie
działania. A co, jeśli Gizela wyciągnie nagle strzykawkę i będzie chciała wbić mi ją w rękę,
wlewając w moje żyły środek usypiający albo jakieś inne świństwo? Po krótkim
zastanowieniu doszłam jednak do wniosku, że było to bardzo mało prawdopodobne, żeby się
jej udało. Kierowała samochodem i zakładałam, że nie miała zamiaru doprowadzić do
wypadku, a ja miałam dwie ręce wolne. Nie, gdyby naprawdę chciała mnie uśpić albo
ubezwładnić w jakikolwiek sposób, musiałaby się zatrzymać. A wtedy wysiadłabym od razu,
gdziekolwiek by to było i, mam nadzieję, zdołała uciec. Gdyby chociaż zjechała na pobocze,
zwolniła... - A jak niby miałabyś mnie uśpić? Gizelo, błagam cię, ja muszę na chwilę wysiąść!
Kobieta nie odpowiedziała nic, wypuściła tylko powoli powietrze z płuc. - Ja się do wszystkiego podporządkuję, tylko żebym mogła zatrzymać się na chwilę i
odetchnąć świeżym powietrzem! – zawołałam. – Możesz mi założyć kajdanki, cokolwiek.
Albo może będzie nawet lepiej, jeśli mnie uśpisz. Lepiej, żebym zajechała choćby do aresztu
żywa, niż żebym miała się wykończyć po drodze, prawda? A co, jeśli posądzą cię o
morderstwo czy tortury?
Gizela pokręciła powoli głową. - Nie przesadzaj. Nikogo nie zabija jazda samochodem. Nawet tak zbuntowanych
osób jak ty... Dam ci tabletkę na spanie – powiedziała w końcu i włożyła rękę do torebki. - Nie mogę brać tabletek na spanie – odpowiedziałam pospiesznie. – Przecież ja je
przedawkowałam i jestem przez nie chora. Taką postawili mi diagnozę w szpitalu.
Tym razem moje wątpliwe diagnozy miały szanse wyjść mi na korzyść. - Powiedziałaś, że chcesz spać! Dziewczyno, zdecyduj się, czego chcesz! Chcesz,
żebym się na ciebie wkurzyła, czy co?!
Przewodnicząca wydawała się rzeczywiście tak zdenerwowana, jak jeszcze nigdy jej
nie widziałam. To znaczy, tak naprawdę nigdy nie widziałam jej rozgniewanej.
Przewodniczący nie wchodzili z nami w dyskusje z takim samym zaangażowaniem jak reszta
członków oddziału. Ich rola była inna. Teraz jednak Gizela wyszła z tej roli i chociaż bałam
się jej gniewu, tak jak bałam się gniewu każdego innego człowieka, w tej sytuacji nie
pozostawało mi nic innego jak tylko skonfrontować się z nim. Kobieta i tak potwierdziła już
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1