W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Nieformalnego Cierpienia z powodu nienawiści do systemu plakietkowego, choć sami nie
mieli z nim szczególnych problemów. Nie rozumiałam do końca, z czego brała się zatem ich
nienawiść do tego systemu, ale postanowiłam nie drążyć tematu. Chyba wszyscy członkowie
stowarzyszenia mieli jakiś problem z Plakietkami Personalnymi i mi na pewno nie brakowało
niczego, by ich zrozumieć. Dowiedziałam się również, że są oni przyjaciółmi od dzieciństwa,
mieszkają razem w ostatnim domu przy naszej ulicy i pochodzą z Tarraziny, państwa
sąsiadującego z Korsylią.
Kiedy Cornel usłyszał, że interesują mnie skały i wspinaczka górska, był w siódmym
niebie i zaproponował mi od razu, że możemy wybrać się razem na jakiś szlak. Jeśli to
możliwe, byłam jeszcze bardziej zdziwiona niż wtedy, kiedy Pamela zaprosiła mnie do
swojego domu. Zgodziłam się jednak oczywiście bez chwili wahania, żeby czasami nie
zdążył się rozmyślić. Była to już druga osoba, która w konkretny sposób oferowała mi swój
czas, zupełnie tak, jakby urwała się z moich najgłębszych marzeń.
Pół godziny później maszerowaliśmy razem górskim szlakiem, rozpoczynającym się
przy wyjściu z naszej uliczki i wijącym się po całym masywie górskim, na którym leżała
nasza osada. Z początku rozmawiało nam się całkiem dobrze, ale po około czterdziestu
minutach marszu ograniczaliśmy się już tylko do krótkich komentarzy, sugestii i pytań, na
które odpowiedzieć można było jedynie „być może”, „dobry pomysł” albo „zobaczymy”.
Byłam pewna, że po powrocie Cornel nie będzie chciał już mieć ze mną więcej do czynienia i
ja sama byłam dosyć zmęczona jego nieprzewidywalnym towarzystwem, ale ku mojemu
zdumieniu po powrocie na ulicę zapytał mnie, co będę teraz robić i czy spotkamy się na
obiedzie. Kiedy odpowiedziałam mu, że sama nie wiem dokładnie, co będę teraz robić, nie
wydawał się jednak szczególnie zaintrygowany i miałam wrażenie, że cokolwiek bym mu
odpowiedziała, jego rekcja byłaby tak samo obojętna.
Podczas obiadu usiadłam ponownie razem z Cornelem i jego towarzyszem, i tym
razem dołączyła od nas również Pamela. Oprócz nas w pomieszczeniu znowu siedzieli
jedynie dziadkowie Pameli, plus jakieś dwie starsze panie, na które wcześniej nie zwróciłam
szczególnej uwagi i które również zdawały się nie zwracać szczególnej uwagi na mnie. Tak
jak przypuszczałam, dowiedziałam się szybko od moich znajomych, że mieszkańcy siedziby,
podobnie jak zwykli obywatele, chodzili na co dzień do pracy lub, w przypadku dzieci, do
szkoły, i nie zawsze mogli być obecni na posiłku w swojej lokalnej stołówce. Cornel miał
akurat w tym tygodniu urlop (co za zbieg okoliczności!), ale Martin i Pamela mieli jedynie
przerwę w pracy i mogli pozwolić sobie na przyjście do swojej stołówki na obiad, jako że
miejsce ich pracy nie znajdowało się szczególnie daleko, a praca sama w sobie była dość
elastyczna.
Zajęcia i praca nie-obywateli w Korsylii różniły się trochę od tendencji panujących w
społeczeństwie plakietkowym. Tutaj więcej osób zajmowało się pracą fizyczną i nie
kładziono dużego nacisku na edukację, chociaż część moich nowych znajomych zajmowała
się pracą wysoko intelektualną. Martin pracował w dziale informatycznym, Cornel był
inżynierem, konstruktorem i górnikiem, natomiast Pamela pracowała w magazynach i
dystrybucji. Rodzice Pameli okazali się być lekarzami, dziadek naukowcem medycznym, a
babcia kucharką, choć teraz spędzali oni większość czasu na emeryturze. Pani Delia, ta z
drugiej rodziny, była nauczycielką, a pan Mark elektrykiem.

Free download pdf