W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

W siedzibie znajdowała się jedna szkoła, jeden szpital i jeden sektor zarządzania. Nie
było sklepów ani aptek, były za to lokalne kuchnie i stołówki, jedna wielka apteka w sektorze
medycznym oraz jedna ogromna hala targowa, na której można było odbierać, wymieniać
lub, ewentualnie, kupować przedmioty codziennego użytku, kosmetyki, buty czy ubrania.
Była jedna „fabryka”, w której produkowano najróżniejsze rzeczy, a także kaplica, do której
średnio raz na dwa tygodnie przyjeżdżał kapłan ze znanego nam zakonu, by odprawiać
dodatkowe nabożeństwa. Podczas okresu próbnego chodziłam do kaplicy prawie codziennie,
jako że było to bez wątpienia najlepsze miejsce na modlitwę, tak nieodzowną dla duchowego
rozwoju, a przy braku większej ilości obowiązków mogłam sobie na to pozwolić.
Członkowie stowarzyszenia, choć tak już liczebni, żyli w ścisłej wspólnocie
ekonomicznej i nie mieli prawie w ogóle własnych pieniędzy, wszystko było bowiem
zarządzane i rozdzielane odgórnie. Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia na początku
składało się tak naprawdę jedynie z kilkunastu rodzin i grup, to znaczy z jakichś stu, stu
pięćdziesięciu osób i w wielu sferach cały czas funkcjonowało na zasadzie ścisłej i
zrównoważonej współpracy. Poza tym, odosobnienie od reszty świata i koszty poniesione
przy skomplikowanych konstrukcjach skalnych oraz innych technologiach i instalacjach
tworzonych od zera w tym miejscu nie pozwalały na zbytnie wzbogacenie się miasta. Choć
zachwycała mnie różnorodność, bogactwo i oryginalność współgrającej ze sobą natury i
architektury, widziałam, że wiele budynków i wnętrz pomieszczeń nie miało tutaj wysokiej
jakości lub było niewykończone, ludzie ubierali się bardziej skromnie i jednolicie, a w
magazynach nie można było dostać wielu rzeczy, które dostępne były w marketach
obywateli. Mimo to jednak, biorąc pod uwagę wszystkie trudy i przeciwności, z którymi
zmagali się nie-obywatele, miasto to było zaiste godne podziwu.
Z dnia na dzień poznawałam to miejsce coraz lepiej, głównie dzięki imponującemu
zaangażowaniu Cornela, który postanowił poświęcić chyba cały swój urlop na oprowadzanie
mnie po siedzibie i praktycznie codziennie prowadził mnie w nowe miejsca. Również Pamela
odwiedzała mnie często popołudniami (kończyła pracę stosunkowo wcześnie), a mieszkająca
obok mnie rodzina zaprosiła mnie jednego dnia do siebie na poczęstunek. Ich dzieci zaczęły
się wreszcie otwarcie irytować moją obecnością i para dorosłych powtarzała im tylko głucho,
żeby nie przesadzały, choć jednocześnie nie brzmiała zbyt przekonująco.
Cały czas nie mogłam się nadziwić, jak wielkim zainteresowaniem obdarzają mnie
Cornel i Pamela, ale przede wszystkim bałam się, że szybko się to zakończy i że
rozczarowanie, którego musiałabym wtedy doznać, nie było warte zbytniego angażowania
się. W istocie już po pierwszych kilku dniach ich aktywność w stosunku do mnie zaczęła
wyraźnie spadać. Pamela wkrótce przestała zapraszać mnie do siebie i proponować wspólne
zajęcia i praktycznie tylko ja nie przestawałam wychodzić z inicjatywą. I chociaż zawsze
byłam przyjmowana z otwartymi ramionami, czułam, że jej zaangażowanie zmniejsza się
znacznie. Coraz częściej mówiła mi, że jest zajęta albo idzie spotkać się z jakimiś znajomymi
z pracy, wcale mnie nie zapraszając. Zaczęłam odczuwać z tego powodu tak wielki smutek i
niepokój, jakiego nie doświadczyłam chyba od czasu śmierci moich rodziców. Czułam,
jakbym traciła coś niemal bezcennego, czego nic może mi już nie być w stanie zastąpić.
Mimo wszystko, nie mogłam zrozumieć, z czego wynikało to niezwykłe
zainteresowanie moich nowych sąsiadów moją osobą. Prawdopodobnie nigdy nie zdarzyło
mi się nic podobnego. Chwilami nie musiałam obawiać się nawet, że będę się komuś

Free download pdf