Po opuszczeniu pojazdu poszłam prosto do Urzędu Cywilnego i podeszłam do
rejestracji.
- Plakietka – zażądała szorstkim tonem pani siedząca za okienkiem.
Podałam jej swoją Plakietkę i oznajmiłam najbardziej formalnym, to znaczy, w tym
wypadku, zrównoważonym i opanowanym głosem, na jaki było mnie stać: - Przyszłam w celu odbycia wizyty kontrolnej, ponieważ dzisiaj mam urodziny.
- Proszę pani, czy pani nie widzi, że jestem zajęta wprowadzaniem danych do
komputera? Czy ja zadałam pani jakiekolwiek pytanie? – odpowiedziała zirytowana
rejestratorka.
Przeprosiłam zatem i nie powiedziałam już nic więcej, starając się jednocześnie nie
wyglądać na zasmuconą czy oburzoną, żeby nie zirytować jej jeszcze bardziej. - Proszę wejść do hali i pobrać numerek dla nieuprzywilejowanych – powiedziała w
końcu, oddając mi Plakietkę i akcentując słowo „nieuprzywilejowanych” w taki sposób, jak
gdybym słyszała je po raz pierwszy w życiu.
Podziękowałam, wzięłam Plakietkę do ręki, nie chcąc tracić czasu na przypinanie jej
do ubrania (a raczej nie chcąc tego robić przed oczami tej kobiety, która wyraźnie dawała mi
do zrozumienia, żebym jak najszybciej zeszła jej z oczu, bo opóźniam jej pracę swoimi
powolnymi ruchami i niepotrzebnymi wypowiedziami) i udałam się do hali głównej
budynku, a raczej do wielkiej poczekalni, w której oczekuje się na przyjęcie do urzędnika po
pobraniu numerka w stosownym automacie.
W Urzędzie bywałam średnio raz na kwartał, bo oprócz wizyt urodzinowych czasami
zdarzały się również jakieś inne formalności do załatwienia. Bywało też, że przychodziło
wezwanie do natychmiastowego stawienia się w Urzędzie z jakiegoś powodu, chociaż to
zdarzało się niezwykle rzadko. Ja zostałam wezwana raz po śmierci moich rodziców i drugi
raz w zeszłym roku, żeby otrzymać dodatkową przestrogę odnośnie mojej niestabilnej
reputacji.
Dzisiaj w poczekalni było chyba wyjątkowo dużo ludzi, bo prawie wszystkie miejsca
siedzące były zajęte, a niektórzy stali również gdzieś po bokach, wypełniając jakieś
dokumenty na ladzie, rozmawiając ze sobą albo po prostu patrząc na ekran, na którym
wyświetlały się numery poszczególnych osób.
Kiedy weszłam, jak zwykle opanowało mnie coś w rodzaju paniki, bo wszyscy
zwrócili na mnie uwagę i wystarczyło kilka sekund, by przekazać im w milczeniu: „Tak,
jestem nienormalna i zapewne będę zawracać wam w głowie jeszcze bardzo długo, to jest
przynajmniej, dopóki nie opuszczę tej poczekalni”. W spojrzeniach ludzi natomiast
odczytałam jasno: „Kogo my tu mamy? Pani Oleńka, no proszę! Oleńka ma dziś urodziny i
na pewno myśli, że wszyscy będą się przed nią kłaniać z tej okazji, a już na pewno ustępować
jej miejsca. I to nic, że inni też mają urodziny, bo Oleńka jest przecież najważniejsza!” i
„Weź się w garść, kobieto, nie jesteś tu przecież nikim ważnym, z jakiej racji patrzysz na nas
tak wyzywająco, jakbyś chciała nas do czegoś sprowokować?” oraz „No proszę, Ola stanęła
na środku i udaje, że nie wie co robić. Pewnie czeka, aż ją ktoś obsłuży. Ha, ha, ha!
Dziewucho, dla ciebie powinna powstać dodatkowa kolejka dla anty-uprzywilejowanych!”.
Te kilka sekund wystarczyło, żeby obudzić w nich takie i wiele innych, podobnych
myśli. Dość, że zatrzymałam się na chwilę po wejściu i rozejrzałam dookoła, jakbym właśnie
prosiła ich o jakąś specjalną obsługę. Od razu zaczęłam tego żałować. Przecież od razu