- Ach, nie miała pani okazji? – zapytała tym samym tonem, jak wtedy, kiedy
przedrzeźniała moje usprawiedliwienia zdrowotne. – Do pani informacji, normalna osoba w
pani wieku ma wypełnione to pole aż po brzegi. Kilkanaście pozycji. Co ja mówię,
kilkadziesiąt! A pani jest zdrowa, sprawna, nie pracuje przez kilka lat i mówi mi pani, że
przez całe życie nie miała pani okazji na zdobycie więcej niż jednego osiągnięcia oprócz
obowiązkowego wykształcenia?!
Jak zwykle nie miałam nic na swoją obronę. Oczywiście, wyłączając wspomniane już
wcześniej problemy zdrowotne oraz fakt, że przez nieustanne poczucie lęku nie znajdywałam
nawet odpowiedniej motywacji, by zdobyć jakieś „osiągnięcia”. A jeśli nawet momentami
czułam presję, by je zdobyć, jednocześnie czułam się z góry skazana na porażkę, jako że
ludzie generalnie przywykli mnie krytykować, a więc moje szanse na zdobycie jakiegoś
oficjalnego uznania musiały być po prostu bardzo nikłe. Poza tym bałam się, że gdybym
zaczęła starać się osiągnąć coś zbyt mocno, mogłabym zostać oskarżona o próżność i
zarozumiałość, bo wyglądałoby na to, że robiłabym to na pokaz. Problemy zdrowotne wiodły
jednak prym, bo przesypiając ponad połowę doby i odpoczywając nieustannie po spotkaniach
z ludźmi nie znajdowałam więcej czasu, by co najwyżej usiłować utrzymać się w jakiejś
przeciętnej pracy lub poświęcać regularnie trochę czasu na pisanie scenariuszy, za które
jednak nigdy jeszcze nie otrzymałam żadnego uznania.
Jako że te uzasadnienia nie mogły mieć żadnej wartości w oczach urzędniczki, nie
odezwałam się i czekałam tylko, aż odda mi Plakietkę i powie, co dalej. Kiedy w końcu
odzyskałam swoją etykietę, powiedziała, zanim zdążyłam odczytać jej drugą linijkę: - A teraz zapraszam panią za te drzwi na wizytę lekarską – co miało raczej oznaczać:
„Masz się wynieść w tej chwili, dość już zabrałaś mi czasu”.
Wstałam zatem, biorąc w ręce skrupulatnie wszystkie swoje rzeczy i podeszłam do
bocznych drzwi. Zapukałam w nie i otwarłam ostrożnie. W środku siedziała lekarka przy
biurku, ustawionym w tym samym miejscu co w pokoju urzędniczki. Kobieta podniosła
głowę, spojrzała na mnie i zapytała z wyraźną irytacją: - Czy ja panią wołałam?
- Przepraszam – odpowiedziałam. – Miałam wejść tutaj na wizytę do pani.
Nie byłam już wcale taka pewna, czy rzeczywiście miałam tu wejść tu już teraz,
dokładnie w tym momencie i coraz bardziej zaczynało mi się wydawać, że urzędniczka nie
miała jednak tego na myśli. - A czy została pani zawołana? – kontynuowała lekarka.
- Nie, ale... - zaczęłam mówić, ale w tej chwili urzędniczka wstała, nie mogąc
najwidoczniej znieść dłużej mojego zachowania i powiedziała ze skrajnym
zniecierpliwieniem, idąc w stronę drzwi: - Matildo, proszę cię, kochana, przyjmij już tę panią, bo ona mi już zabrała tyle czasu.
Mam jeszcze kilkoro klientów do obsłużenia, a z nią rozmawiałam prawie pół godziny.
Urzędniczka otwarła drzwi zamaszystym ruchem szerzej, zapraszając mnie tym
samym do przesunięcia się w głąb gabinetu lekarskiego i spojrzała na mnie tak, jakbym była
winna przedłużenia naszej rozmowy i wszystkiego, co jej się obecnie nie podobało. Doktor
Matilda westchnęła ciężko, kliknęła coś jeszcze na komputerze i powiedziała: - Dobrze, już ją przejmuję. Idź odpocząć trochę.
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1