codziennie, ale najbardziej podobało się wszystkim, że w przeciwieństwie do Rosjan, nie
mordowaliśmy jeńców, dawnych naszych współbraci, ale puszczono ich wolno boso i w
kalesonach, biorąc jedynie podpis, że jeżeli ponownie będą walczyć wspólnie z Niemcami
przeciwko Polakom, to będą rozstrzelani. Dla miejscowej ludności polskiej to była radość i
zadośćuczynienie.
- A to dobrze tym „kłumpiom”, a, powiedz Piotr, jak to tam było pod Murowaną
Oszmianką, bo to u nas ludzie cuda gadają – odezwał się Konstanty, który zawsze przy takich
rozmowach musiał być u nas. - Tego nie da się opowiedzieć, nie da się oddać ducha tej walki, ani u naszych
partyzantów, ani u mieszkańców tej wsi. Spróbuję wam jednak jakoś opowiedzieć: otóż armia
Plechawiciusa, mając za sobą litewską policję oraz oddziały niemieckie stacjonujące w
większych miasteczkach, śmiało posuwała się szerokim frontem na południe od Wilna, gdzie
stacjonowało wiele oddziałów AK. Zadaniem ich było oczyszczanie terenu Wileńszczyzny z
polskiej partyzantki. Działalność plechawiciusów, tak ich nazywano, najbardziej odczuwała
polska wieś. Palili wsie, w których kiedyś stacjonowała polska partyzantka, rozstrzeliwali ludzi,
na których mieli donos, że współpracują z AK. Pierwsze ich zetknięcie z naszymi nastąpiło pod
Malatami jeszcze w marcu tego roku. Część brygady „Łupaszki”, stacjonująca w tych okolicach,
została zaatakowana przez Litwinów. Wywiązała się ostra walka, Litwinów było dużo więcej,
widząc to nasi zabierając rannych odskoczyli w las, bez pościgu ze strony litewskiej.
Nasi mieli doskonałe rozeznanie o ruchach wojsk litewskich i niemieckich. Prawie w
każdej wsi działa organizacja konspiracyjna AK, oprócz tego mieszkańcy – Polacy dawali
dokładne informacje, co się dzieje w okolicy. Stąd też dalsze akcje były dokładnie
zaplanowane. No i na efekty nie trzeba było długo czekać. Zwycięstwo odnieśliśmy pod
Turgielami, Bieniakoniami, Taboryszkami, no i jak już wam opowiadałem, pod Graużyszkami.
Po tych klęskach Litwini skoncentrowali duże siły w Murowanej Oszmiance w
pobliżu Oszmiany i Tołminowa oraz Olkienik. W Oszmianie stacjonował silny garnizon
niemiecki, więc Litwini czuli się bezpiecznie. Nasze oddziały dostały rozkaz rozbicia tego
zgrupowania. Wieczorem zgrupowanie oszmiańskie zerwało łączność telefoniczną z Oszmianą
i Wilnem, zerwało most i ruszyło do ataku na zaskoczonych „plechawiciusów”. Całą noc trwała
walka. Udział w niej walce brało, oprócz zgrupowania oszmiańskiego, kilka innych polskich
brygad, takich jak grupy „Szczerbca”, „Jaremy” i „Nietoperza”^2. Nad ranem bitwa zakończyła
się wspaniałym zwycięstwem naszych. Oddziały litewskie zostały całkowicie rozbite. Do
niewoli wzięto ponad 150 Litwinów, zabitych była niecała setka i rannych też dużo. Padło też
trochę naszych – około 15, zrobiono im uroczysty pogrzeb. Nasi pozwolili Litwinom z Oszmiany
zabrać swoich zabitych, a jeńców rozebrali do kalesonów i koszuli, uformowali czwórkami, a
było ich około 150, i traktem kazali iść do Oszmiany. Radość ludności była wielka.
Stryj długo jeszcze opowiadał o walkach naszych partyzantów, o wysadzaniu
niemieckich pociągów wiozących broń i zaopatrzenie na wschodni front, wszyscy cieszyli się,
(^2) Ze sztabu zgrupowania przyjechał zastępca „Jaremy”, kapitan „Jeż”, który poinf ormował nas o przebiegu akcji w Murowanej
Oszmiance, gdzie mieliśmy natychmiast odesłać wziętych do niewoli Litwinów.