Styczyńscy - spod Wilna na Syberię

(krzysztof.styczynski) #1

urywków rozmów konwoju i kierowcy „suki” zorientowaliśmy się, że powiozą nas na Dworzec
Kazański. Ścisk i upał spowodował kilka omdleń kobiet, próbowaliśmy je ratować, ale na nasze
stuki w blachę obudowy samochodu nikt nie reagował. Ścieśniliśmy się jeszcze bardziej, żeby
tym kobietom zrobić trochę miejsca, machaliśmy szmatami, ale nasz sztuczny wiatr nie wiele
pomagał.
Po prawie godzinnej jeździe „suka” zatrzymała się na jakimś placu. Po otworzeniu
drzwi wyskakiwaliśmy szybko, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Omdlałe kobiety trzeba
było wynieść. Czekaliśmy na tym placyku z pół godziny, co pozwoliło nam wszystkim jakoś
przyjść do siebie. Do dworca musieliśmy trochę przejść pieszo. Wreszcie przyszedł konwój
uzbrojonych żołnierzy NKWD z psami i popędzono nas na dworzec. Niosłem swój worek na
plecach z pozostałością przesyłanych do więzienia paczek i oglądałem się ciekawie dookoła. W
pewnym momencie poczułem mocne uderzenie lufą nagana w żebra i ujadanie psa
szarpiącego moje spodnie na tyłku. Od bólu zatkało mnie, aż przysiadłem. Krzyk konwojenta
„Nie ogliadywat’sia! Podnimajs’ i dawaj wpierod” (Nie oglądać się, wstawaj i naprzód marsz),
przywrócił mnie do rzeczywistości. Prawdopodobnie złamał mi żebro, bo ból odczuwałem
jeszcze bardzo długo, dobrze że nie strzelił, bo i takie przypadki się zdarzały. Na dworcu znowu
załadowano nas do takiego samego wagonu jak poprzednio. Dostaliśmy chleb i garść małych
rybek solonych, podobno nazywało się to „kilka”, i wiadro wody. Pociąg ruszył dopiero późnym
wieczorem. Na drugi dzień dojechaliśmy do łagrów.


Łagry -Mordowska ASSR. Przesyłkowy Łagpunkt 21 – Kwaranta nna.


Późnym popołudniem przeszliśmy bramę łagpunktu należącego do Tiemnikowskich
łagrów. Zaprowadzono nas na plac i zaczęto przeprowadzać szmon^ (rewizję). Staliśmy w
kolumnie. Każdą piątkę wołano do przodu, każdego rewidowano dokładnie, łącznie z rzeczami,
które miał w swoim worku. Po sprawdzaniu grupy ok. 20 osób prowadzono ich do łaźni. Tam,
podobnie jak na Łukiszkach, obróbka higieniczna: strzyżenie włosów, golenie i smarowanie
chemią miejsc intymnych, prożarka ubrania i mycie się w łaźni w drewnianych wiaderkach.
Potem odprowadzano nas do baraku. Późnym wieczorem zakończyły się wszystkie czynności
sprawdzania, rejestrowania, rewizji, bani (łaźni), rozmieszczania w baraku i nareszcie
zaprowadzono nas do stołówki. Dostaliśmy po talerzu zupy owsianej – rzadki kleik z kilkoma
ziarnami rozgotowanego owsa, powszechnie zwaną bałandą. W baraku był już wyznaczony
dniewalny (dyżurny). Na ogół był to człowiek współpracujący z operupełnomoczennym – Oper
(Pełnomocnik służb bezpieczeństwa lub spraw wewnętrznych w łagrze, nazywano go Oper lub
KUM)., choć nie zawsze. Do pracy nie chodził. Podstawowym jego zajęciem było pilnowanie
porządku w baraku. Barak był długi, drewniany, wypełniony czteroosobowymi narami
(specjalne czteroosobowe prycze; na dole dwa miejsca i na górze dwa), mogło tam się zmieścić
około 200 osób. Przy drzwiach stała duża metalowa parasza. Rozmieściliśmy się dosyć szybko
i na gołych narach zmęczeni zasnęliśmy. Barak zamknięto na zamek. Dźwięk uderzeń w szynę
nie obudził mnie, ale otwieranie drzwi i krzyk „Podjom” poderwał z nar, myślałem, że jestem

Free download pdf