Tajny obóz karny dla nieletnich w Lubawie (1940-1945) 89
do leżącej zaledwie kilka kilometrów od granicy polsko-niemieckiej Lubawy, pełnił on podobną
funkcję. Naziści więzili tam dorosłych i nieletnich Polaków. Pomocna w ustaleniu daty powstania
obozu dla dzieci okazała się siostra Antonina Schneider, szarytka pełniąca podczas okupacji
funkcję administratora w szpitalu św. Jerzego w Lubawie. Szpital ten znajdował się bowiem
na przeciwko obozu^2. Zeznała ona przed komisją badająca zbrodnie hitlerowskie, że na początku
1941 roku dowiedziała się w tajemnicy od niemieckiego sekretarza sądowego o nazwisku Rössel
(pracował on w sądzie obok szpitala), który był nastawiony antyhitlerowsko, o funkcjonowaniu
tajnego wiezienia dla młodocianych w budynku przy ulicy Grunwaldzkiej.
Zeznania byłych więźniów obozu złożone przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitle-
rowskich w Olsztynie, potwierdzają wersję zakonnicy. Większość chłopców miała trafić do obozu
w Lubawie po 1942 r. W opracowaniach historycznych badających ten temat ustalono, że właśnie
w 1942 roku więzienie sądowe w Lubawie przekształcono w obóz karny dla nieletnich więźniów,
który istniał do stycznia 1945 roku^3. Podlegał on wyłącznie delegaturze Gestapo w Grudziądzu,
a bezpośredni nadzór sprawował „oberstandartenfuhrer Rademacher”^4. Dziś w budynku daw-
nego obozu mieści się Dom Pomocy Społecznej.
Krew ciekła ustami, nosem i uszami
Witold Michalski trafił do obozu w Lubawie w lutym 1944
roku, jako 15-letni chłopiec. Spędził tam sześć miesięcy, których
nigdy nie zapomni.
– Przed wybuchem II wojny światowej mieszkałem z rodzi-
ną w Bydgoszczy, jednak kiedy zaczęła się okupacja i Niemcy
wkroczyli do miasta zostaliśmy wysiedleni do Rypina (65 km
od Lubawy) – wspominał w 2015 roku pan Witold. Nie mają-
cy ukończonych 14 lat został on skierowany przez Arbeitsamt
(urząd pracy) do niemieckiego przedsiębiorstwa handlowego
w Rypinie, którego właścicielem wówczas był Simon Helwing. –
Z powodu tego, że zostałem tam kilkakrotnie pobity, przestałem
pracować i zwróciłem się do innego przedsiębiorstwa o przyjęcie
mnie do pracy. Nie zostałem tam jednak przyjęty, ale wezwany
do Arbeitsamtu. W piwnicy zostałem pobity do nieprzytomności
przez kierownika urzędu. Krew ciekła mi ustami, nosem i usza-
mi. Kazano mi wrócić do poprzedniej pracy.
Pan Witold nie wrócił jednak do pracy, gdyż otrzymał we-
zwanie do więzienia w Brodnicy. – Nie wiedziałem za co zosta-
łem skazany tylko, że mam odbyć karę 4 miesięcy więzienia. Zdziwiłem się, ponieważ nie byłem
na żadnej rozprawie sądowej. Dodatkowym powodem, jak przypuszcza pan Witold, był również
fakt, iż u jego starszych kolegów, z którymi pracował w przedsiębiorstwie Helwinga, Gestapo
(^2) Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, sygn. S37.2018.
(^3) Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Olsztynie.
(^4) Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, sygn. S37.2018.
Ryc. 2.. Siostra Antonina
Schneider (fot. ze zbiorów
prywatnych)