W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

rzucającą się w oczy chorobą czy niepełnosprawnością. Generalnie większość wyglądała
raczej całkiem przeciętnie, chociaż niektórzy zdecydowanie się wyróżniali.
Kiedy weszliśmy, parę osób odezwało się, witając nas. Niektórzy brzmieli, jakby byli
zdziwieni albo z kolei jakby doczekali się kogoś, na kogo od dawna czekali. No tak, pewnie
już o mnie wiedzieli. Kilka osób widziało mnie już przecież nawet na korytarzu. Gizela
zaprosiła nas szybko do zajęcia miejsc i Valeria z Adrianem skierowali się natychmiast do
wolnych krzeseł. Ja też zauważyłam jedno wolne miejsce i szybko podeszłam do niego, nie
chcąc sprawiać wrażenia, jakbym była niezdolna do samodzielnego przemieszczenia się albo
podjęcia prozaicznej decyzji – a raczej udawała taką niezdolność – ale już w trakcie mojej
wędrówki do krzesła żałowałam, że zdecydowałam się właśnie na to miejsce i że nie
rozejrzałam się dokładniej po sali. Kiedy usiadłam, okazało się bowiem, że były jeszcze dwa
inne wolne miejsca i przynajmniej jedno z nich miało trochę więcej wolnej przestrzeni, dzięki
czemu mogłabym się poczuć na nim bardziej komfortowo i neutralnie.
Usiadłam między mężczyzną, którego spotkałam wtedy w pustym pokoju, a jakąś
dziewczyną o długich kręconych włosach w brązowym kolorze, białych dżinsach i błękitnej
koszuli. Dziewczyna chyba w ogóle na mnie nie spojrzała, patrzyła cały czas w podłogę.
Chłopak natomiast obserwował mnie chyba przez jakiś moment, z tego co widziałam kątem
oka, ale kiedy już zajęłam miejsce i odwróciłam delikatnie głowę w jego stronę, od razu
odwrócił wzrok i zmienił pozycję, tak jakby chciał cofnąć to, co przed chwilą miało miejsce.
Miał on krótkie, gęste włosy w kolorze ciemny blond, nieco opaloną karnację i koszulkę z
krótkim rękawem, co trochę mnie zdziwiło, bo w sali było zimno.
Kiedy zajęłam miejsce, parę osób uśmiechnęło się znacząco między sobą, a nawet
roześmiało się cicho.



  • Jak oni się rozpoznają, doprawdy, alergicy zawsze z alergikami... - powiedziała
    jakaś kobieta w średnim wieku, siedząca obok innej kobiety na wózku inwalidzkim, i
    patrząca na mnie wyraźnie.
    Nie wiedziałam, czy interpretować ten komentarz jako życzliwy, czy raczej jako
    prześmiewczy, w każdym razie wolałam się nie odzywać, bo jeśli coś bym dodała, z
    pewnością dałabym im powód do tej postawy prześmiewczej. Nie wiedziałam przecież
    nawet, o co jej chodziło i nie byłam pewna, czy w ogóle mówiła o mnie, choć to akurat było
    dość ewidentne, skoro patrzyła na mnie tak wymownie.

  • Marika ma na myśli, że usiadłaś pomiędzy osobami z grupy alergików społecznych,
    Ola – przyszła mi z pomocą Valeria, która, jak widać, cały czas o mnie pamiętała i zapewne
    lubiła wprowadzać nowe osoby w znane sobie środowisko.
    Zaraz jednak zaczęła spazmatycznie oddychać, z trudem łapiąc powietrze i jakiś
    mężczyzna wstał szybko i podszedł do okna, otwierając je szeroko. Zauważyłam, że z drugiej
    strony dwa okna były już uchylone, ale może to nie wystarczało Valerii. Ostatecznie sala była
    dość zapełniona i chociaż ja odczuwałam w niej wyraźny chłód, nie mogłam założyć, że ktoś
    inny, szczególnie mający tak specyficzny problem jak Valeria, nie może tu poczuć duszności.
    Jedną z pierwszych rzeczy, które rzuciły mi się w oczy, kiedy dołączyłam do okręgu i
    rozejrzałam się wokół ze względnym spokojem, był brak Plakietek. Zdecydowana większość
    osób nie miała na sobie nierozłącznych tabliczek, a przynajmniej nie miała ich w żadnym
    widocznym miejscu. Nagle poczułam coś pomiędzy ukłuciem zazdrości a obawą przed złą
    interpretacją mojej najwyraźniej pro-plakietkowej postawy. Po chwili zauważyłam, że wiele

Free download pdf