W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Ale to był naprawdę świetny start dla mojej kariery – stwierdziła w końcu Michalina
    i nie wiedziałam, czy jeszcze się śmiała, czy mówiła poważnie. Prawdopodobnie jedno i
    drugie.
    Nie widziałam sensu w informowaniu ich, że dla mnie pozostawało to traumą i że
    wspominanie tego incydentu wydawało mi się chyba jeszcze szpetniejsze od mojej obecnej
    Plakietki. Siedziałam zatem ze stosunkowo zmartwionym wyrazem twarzy i czekałam, aż
    temat się zmieni. Trudno było jednak oczekiwać zmiany, kiedy już dziadek zaczął
    wspominać, jak to ja zawsze marudziłam, a Michalina z Renatą i Albertem zdobywali kolejne
    szczeble sukcesów i znajomości. Wysłuchałam zatem jeszcze jednej historii z naszej
    wspólnej wycieczki, po czym znowu przewinął się temat pracy i ciotka Pulcheria z wujkiem
    Marianem zaczęli opowiadać o swoich obowiązkach, które z pewnością przeszłyby
    możliwości każdego przeciętnego obywatela.

  • Inni – powiedziała ciotka Pulcheria stanowczym głosem, spoglądając na mnie
    ostentacyjnie. – Potrafią tylko narzekać i wymagać. A ja muszę robić wszystko i być
    wszędzie... Taka jest prawda, niestety.
    Wydawało mi się, że ciotka Pulcheria traktuje swoje obowiązki podróżnicze raczej
    jako bonus niż przykry obowiązek, ale oczywiście nie powiedziałam nic na ten temat.
    Kolejna rzecz, którą usłyszałam, zdziwiła mnie zresztą chyba jeszcze bardziej.

  • Ta wieś to jest ostatnio jakieś kompletne dno – nie zdziwiłabym się tak bardzo,
    gdyby mówiła o jakimś innym miejscu, ale mówiła o ich własnej Dzielnicy Willowej. –
    Drzewa w lesie rosną tu już tak gęsto, że nie można prawie w ogóle wejść w głąb. Nawet
    główne ścieżki już zarastają!
    Ja raczej cieszyłabym się z takiego stanu rzeczy, jako że w mojej dzielnicy, to jest,
    praktycznie w środku miasta, drzewa rosły tak rzadko, że wybudowano między nimi ulice,
    przez które przemieszczały się dziennie miliony oceniających mnie ludzi. Dla ciotki sprawy
    miały się jednak widocznie trochę inaczej.

  • A kiedyś to w ogóle nic tu nie było, tylko drzewa – podjęła babcia. – Dzieci musiały
    chodzić po wodę do studni albo nad jezioro, a teraz to nie chce im się iść do sklepu... Ola
    mówi, że cały dzień schodzi jej na wyprawie do sklepu, ale jakby tu wtedy mieszkała, to
    założę się, że jakoś poszłaby do studni o świcie i później znalazłaby jeszcze czas, żeby do
    wieczora pracować!

  • Tak, tak, święta racja – przyznał dziadek. – Jak ktoś chce, to wszystko może... Jak
    myśmy tu zamieszkali to wszystko musieliśmy robić sami! Internetu nie było, prądu nie było,
    ale Plakietki już były i całe szczęście, bo przynajmniej było widać, że ludzie zwykli mieć
    wtedy bardzo ładne Plakietki. Prawie jak nasza Misia. A wszystko musieli robić sami!
    Dziadek patrzył na mnie tak prowokacyjnie, jak gdyby w każdej chwili spodziewał
    się usłyszeć ode mnie jakieś słowa buntu, niedowierzania i niezgody.

  • A teraz, jak już wszystko jest, to nie chce im się powycinać paru drzew – oburzyła
    się ciotka Pulcheria. – Wstyd! Po prostu lenistwo ludzi opanowuje!

  • To właściwie może dobrze, że musisz jeździć tyle służbowo. Przynajmniej nie
    musisz przebywać zbyt dużo w twoim miejscu zamieszkania – odezwałam się znienacka,
    zwracając się do ciotki. Musiałam przyznać, że zaskoczyłam w tym momencie samą siebie.
    To było jednak tak trafne, tak uniwersalne i trudne do podważenia spostrzeżenie, że po prostu
    musiałam wypowiedzieć je na głos. Nawet pomimo naszego paktu milczenia. Ostatecznie,

Free download pdf