W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

  • Tak, tak – potwierdziłam szybko, żeby nie było, że nie doceniam jego pomocy i
    naszej cudownej współpracy, która w sposób zaiste niezwykły uchroniła nas od szponów
    Gizeli. – Chodzi mi o to, że było to bardzo niebezpieczne. Naprawdę nie mogę się nadziwić,
    że zdążyłam wbiec i zamknąć się tu przed tymi ludźmi...

  • Na szczęście ja mam trochę doświadczenia w takich akcjach i dobrze przejrzałem
    twój zamiar obejścia budynku. A Serafin ani Melania nie mogli przyjechać, bo mają
    lokalizatory. Bezpieczna Przyszłość miałaby przeciwko nim dowody czarno na białym. Tylko
    dzikusy mogą się tak narażać. A i dla nas to jest niezłe ryzyko.

  • Dziękuję, naprawdę. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby nam się nie
    udało – powiedziałam, rezygnując z wypowiedzenia tej myśli w formie pytania. – Ale i tak
    ponieśliśmy straszne straty... – odetchnęłam spazmatycznie, próbując opanować ogarniającą
    mnie panikę. – To znaczy, ja poniosłam. Wszystkie moje rzeczy zostały w rękach Gizeli...
    Wszystkie!
    Prawie zapomniałam o karcie komórkowej, znajdującej się w mojej kieszeni w
    saszetce z paroma innymi bezużytecznymi drobiazgami. Jakie znaczenie ma zachowanie
    kilku moich konwersacji z innymi, skoro wszystkie moje konta, prywatne pliki i dokumenty
    zostały przejęte przez moich wrogów i na zawsze utracone?! Pomijając treści, które mogły
    postawić mnie w złym świetle, przechowywałam na moim laptopie całą moją pracę twórczą.
    Setki zdjęć, niepowtarzalne animacje i, przede wszystkim, moje bezcenne scenariusze. Może
    nawet dziesiątki scenariuszy (sama nie pamiętam, ile ich dokładnie było), które pisałam,
    ulepszałam i modyfikowałam od paru ładnych lat. Czasu i wysiłku, które włożyłam w ich
    napisanie nie można było liczyć w godzinach, ani nawet dniach czy miesiącach. To były lata.
    Lata ciągłej pracy, aktywnej, kreatywnej i produkującej rezultaty, których ceny nie byłabym
    zdolna określić. Nie mogłam nawet zdać sobie sprawy, co tak naprawdę bolało mnie w ich
    utracie najbardziej? Co było dla mnie takie bezcenne? Czas i wysiłek, który na nie
    poświęciłam, realizacja wartości artystycznej, która została mi dana, czy penetrująco
    oszałamiający dowód mojej wartości? Choć prawie nikt nie przeczytał tych nielicznych
    scenariuszy, które zdarzyło mi się kiedyś opublikować i nie słyszałam na ich temat jeszcze
    prawie żadnych opinii, nie chciało mi się wierzyć, żeby nawet postawa innych ludzi
    pozostała wobec nich bezwzględnie podła.
    Byłam oczywiście przekonana, że Alfred nie przejmował się stratą tak prozaiczną i
    sama starałam się nie myśleć o tym, co stanie się z zawartością mojego komputera i innymi
    należącymi do mnie niegdyś rzeczami. Nie było to jednak łatwe, a może raczej powinnam
    powiedzieć, że nie było to w ogóle możliwe, bo moja strata nie była tylko stratą materialną.
    Przede wszystkim, zostawiłam Gizeli doskonałe środki, by zrobić ze mnie pośmiewisko na
    oczach całego świata. Byłam przekonana, że nie tylko zniszczy ona doszczętnie wszystkie
    moje wartościowe dokumenty, ale również wykorzysta przeciwko mnie te, które może nie są
    tak wartościowe. Nie wszystko co pisałam na swoim komputerze miało wartość, którą
    chciałabym się podzielić. Albo może raczej powinnam powiedzieć, że moja ocena wartości
    tych dokumentów, przynajmniej moja, zmieniała się regularnie. Byłam jednak przekonana, że
    niektóre rzeczy miały jedynie szanse zrobić ze mnie jeszcze większą hipokrytkę niż tę, za
    którą już mnie uważano.

  • Telefon też ci zabrała? – zapytał mój nowy towarzysz, wyrywając mnie z
    zamyślenia.

Free download pdf