jednak zaznaczonych lokalizacji poszczególnych samotni, była jedynie nasza siedziba, inne
wioski dzikusów oraz miasta obywateli, mieszczące się głównie na wschodzie kraju.
Dagmara pokazała mi, gdzie mieści się moja samotnia, ale nie była chętna do zdradzenia mi
lokalizacji zamieszkania pozostałych alergików. Powiedziała, że taka wiedza spowodowałaby
u nas zapewne dyskomfort i skrępowanie, czego tak bardzo chciano uniknąć, wysyłając nas
do miejsc celowo odizolowanych. Zaproponowała mi nawet założenie opaski na oczy, po tym
jak Diana wysiadła i mieliśmy jechać prosto do mojego domu, ale odmówiłam, myśląc, że i
tak nie zdołam zapamiętać drogi z domu koleżanki, a nawet gdybym ją zapamiętała, nie
musiałam przecież nigdy z niej korzystać.
Postój w domku Diany zabrał nam znacznie dłużej niż przypuszczałam, jako że Ben i
Dagmara musieli naprawić u niej dopływ prądu, albo włączyć go, coś w tym rodzaju,
podłączyć coś jeszcze i naprawić coś, a na koniec Dagmara zamknęła się z Dianą w środku,
żeby coś jej powiedzieć i z jakiegoś powodu byłam przekonana, że ma to dużo wspólnego ze
mną. Spojrzałam w kierunku drogi, którą mieliśmy jechać dalej, ale w pewnym momencie
skręcała, znikając za jakąś górą, i nie byłam w stanie widzieć jej dalej. Musiałam przyznać,
że tutejszy krajobraz był niemniej fascynujący niż ten, pośród którego mieściła się nasza
siedziba. Ben zapytał mnie w pewnym momencie (stojąc za mną, jak gdyby spodziewał się,
że lada chwila mu ucieknę), czy jestem zadowolona ze swojego nowego „rozwiązania”. Nie
byłam pewna, czy jego pytanie nie zawierało w sobie nutki ironii. Odpowiedziałam jak
zwykle, że tak, jestem zadowolona, choć jednocześnie zdaję sobie sprawę, że ma ono swoje
wady. Wydawało mi się, że mężczyzna roześmiał się cicho, ale nie chciałam się obracać, by
to sprawdzać.
Domek Diany był zadziwiająco podobny do mojego domku, przynajmniej z tego, co
widziałam na zdjęciach, i podejrzewałam, że był to ten sam model. Pomyślałam, że w istocie
byłoby dobrze wiedzieć, jak możemy do siebie dotrzeć i być może odwiedzić się od czasu do
czasu, ale Dagmara brzmiała tak kategorycznie, mówiąc, że takie praktyki nie są
rekomendowane i że powinnyśmy raczej zająć się swoją pracą i odnajdywaniem równowagi
wewnętrznej, a sama Diana patrzyła tylko w okno, obracając się lekko i potakując głową co
jakiś czas, bez żadnej ekspresji na twarzy, że szybko stało się dla mnie jasne, iż nikt nie jest
skłonny do takiego rodzaju współpracy i po chwili zostałam oskarżona o wtrącanie się do
cudzego życia oraz zakłócanie programu harmonijnej rekonwalescencji.
Nie byliśmy jednak skazani na wieczną separację i przynajmniej raz w tygodniu
mieliśmy możliwość spotkania z innymi nie-obywatelami w siedzibie lub w kościele,
natomiast nasz plan życiowy teoretycznie w każdej chwili mógł się zmienić, jeśli
wyrazilibyśmy taką wolę (z tego co wiedziałam, w siedzibie było jeszcze dość osób, które
chętnie zamieniłyby się z nami miejscami). Jednak, jak widać, decyzja o zamieszkaniu w
izolacji była traktowana z pewną restrykcją i nie do końca mi się to podobało. Znacznie lepiej
czułam się, spotykając się z pojedynczą osobą pośród dzikich wzgórz niż w sali pełnej ludzi,
ale niestety nie wszystkie moje preferencje i upodobania mogły zostać zaspokojone. Diana
twierdziła zresztą, że takiego typu spotkania i relacje zawsze w rezultacie kończą się dla nas
źle, bo dają wiele nadziei, a później okazują się w ogóle nie rozwijać, a raczej cofać się,
zamykać i staczać się w dół i ja nie mogłam tego zanegować. Absolutnie. Dlatego Diana
traktowała swoją izolację jako swoisty dobrowolny wyrok, chroniący ją od popadnięcia w
tatianarevelion
(TatianaRevelion)
#1