Ekoetyka teatru Nowa Siła Kuratorska 2021

(jmaslowska) #1

no i oczywiście, tak jak ty, Weroniko, miałaś
skurcz karku, to ja miałem taki moment,
w którym myślałem: zaraz, chwileczkę,
„wyrwaliśmy” te dziesięć dni, to musimy
pracować. Udało nam się po negocjacjach
dojść do kompromisu i też odetchnąłem
z ulgą, bo pomyślałem: to, że będziemy
pracować kilka godzin mniej, nie oznacza,
że nasz projekt będzie zły, gorszy albo
że coś się zmieni. Mikrozmiany są takim
początkiem.


Weronika Szczawińska:

Jestem zachwycona właśnie taką
zmianą, która się dokonała – tym, że
o tym rozmawiamy i to tak otwarcie, i tak
naprawdę dość powszechnie. Myślę, że
tylko w tym tygodniu, przez różne instytucje
sztuki i kultury były organizowane wspaniałe
rozmowy na podobny temat. Zawsze
akcent pada na coś innego, ale to jest
jakiś temat teraz. Uświadomiłam sobie, że
pracuję w teatrze zawodowo od 2008 roku,
a takie rozmowy świadomie prowadzę od
trzech lat. Wcześniej wprowadzałam takie
działania trochę intuicyjnie – pracowałam
nad zbudowaniem nieprzemocowego
środowiska i to miałam nazwane. Natomiast
takie myślenie, że trzeba być w ekologii
relacji międzyludzkich, zaczęło się u mnie
świadomie właśnie trzy lata temu. Dzięki
osobom z InSzPeru, z którymi zaczęłam
rozmawiać tak, jak nigdy z nikim nie
rozmawiałam w tym środowisku, bo
przestaliśmy się tego tematu wstydzić
i teraz, trzy lata później, już mamy taki
horyzont zbudowany. Jak mówił Romek:
mikrozmiany z czasem urastają do naprawdę
dużej zmiany.


Dorota Kowalkowska:

Dla mnie odkryciem przy pracy nad Gretą
(co jest może nawet zawstydzającym
stwierdzeniem, że to było odkrycie)
było to, że można tak solidnie wzmocnić
poczucie bezpieczeństwa w pracy przez
dzielenie jej z ekspertami z zewnątrz,
którzy byli wsparciem, ale i dzierżyli część


odpowiedzialności. W tym konkretnym
przypadku mówię o udziale pedagogów
i psychologa. Byłoby jednak wspaniale,
gdyby ten rodzaj wzajemnej troski silniej
przenosił się na pracę w strukturach
instytucji. I to się powoli dzieje, a narracja
o nadprodukcji w teatrach jest słyszalna
coraz wyraźniej, choć sprawa jest złożona
i pozostaje w konflikcie z potrzebą
atrakcyjności, rozumianej jako ciągłe
produkowanie nowości, ze sprzedażowymi
oczekiwaniami. Zmiana jest trudna także
dlatego, że wymaga przede wszystkim
zmiany pewnych przyzwyczajeń – i na
poziomie jednostkowym, i na poziomie
współpracy, i na poziomie struktur
instytucjonalnych. Na przykład, czy
można zrobić jedną premierę mniej, a za
to zwiększyć eksploatację spektakli? Albo
czy projekty scenograficzne mogłyby się
wcześniej pojawiać (kierownicy techniczni
mówią o kilkumiesięcznym wyprzedzeniu)?
Albo czy pierwsze spotkanie na temat
spektaklu w gronie realizatorów – nawet
w formie sygnalnej – można by organizować
z większym wyprzedzeniem? Są różne dobre
wzorce, do których możemy się odwoływać,
żeby trochę inaczej planować pracę. Nie chcę
narzekać, więc przekuję to w taki wniosek,
że warto systemowo pomyśleć o takim
planowaniu i budowaniu takich nowych
jakości, które nam wszystkim ułatwią
i umilą pracę, a dadzą więcej przyjemności.
Bo chyba też o tym mówimy – o prawie
do przyjemności z pracy. Do tego, co jest
oddechem, oddaleniem się, dystansem,
zobaczeniem: „O, kurczę, fajnie pracujemy,
działamy!” Jeżeli nie będziemy się spalać na
polach, które tego aż tak nie wymagają, to
być może więcej się wydarzy.

Zofia Smolarska:

Wiele się nasłuchałam o projektach
scenograficznych w czasie moich badań
nad rzemiosłem teatralnym. Mnie samej
na początku wydawało się, że wymaganie
od twórcy na początku pracy gotowego
projektu scenografii czy kostiumu to
działanie antyekologiczne, bo wymierzone
Free download pdf