Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

chwycić się może każdy z nas, trwając zarazem w swojej własnej rzeczywistości.


Po kilku kwadransach później leżałem już w łóżku, czekając na sen, który mógł ponieść
mnie w nieznane głębiny albo nie wydarzyć się wcale. Cóż, na wiele niejasnych pytań można
udzielić tej samej odpowiedzi – przypadek.


Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. W takich chwilach najczęściej byłem sam i chłonąłem ich
cień, w którym trwałem bez namiętnie. Byłem jak każdy, kto boi się burzy, lecz zarazem widziałem
jej piękno, złożoność i zjawiskowość, lecz nigdy nie chciałem jej utrwalać, nawet w myślach. Naj-
piękniejszą z odpowiedzi okazał się pluralizm – tyle prawd, ile ludzi mieszka na Ziemi. Jestem czę-
ścią wszechświata i wszechświat jest częścią mnie. Każdy, jeśli chce, może to poczuć i powiedzieć



  • to jest piękne.


Następnego dnia obudziłem się spóźniony na wykład. Nie zjadłem śniadania i pośpiesznie
ubrałem się i wyszedłem. Nie lubiłem tego stanu jak szał, kiedy każda kolejna minuta upływa coraz
dłuższym momentem. Doszedłem do budynku uniwersyteckiego, ale nie zostałem wpuszczony na
wykład. - Pół godziny spóźnienia? Co pan sobie wyobraża? Któryś ze studentów da odpisać notatki.
Do widzenia! Wyszedłem na zewnątrz i odpaliłem papierosa. Postanowiłem przesiedzieć tę godzinę
w bibliotece. Uwielbiałem ten stan ciszy i skoncentrowania. Duży budynek biblioteki powalał gma-
chem, którego wnętrza były zaprojektowane przestrzennie tak, że wypuszczony nad książką oddech
odbijał się bez dźwięku od ścian, które wyłożone regałami ciągnęły się na kilka pięter, gdzie sku-
pieni wokół stołów studenci prezentowali akademicką krasę. Bardzo lubiłem oglądać te twarze –
zajęte i z różnorodnym grymasem. Czasem nawet wydawałem z siebie jakiś niepozorny huk tak,
aby pochyleni nad opasłymi stronicami mogli na chwilę oderwać się od lektury i zaczerpnąć, nie-
kiedy zdenerwowanie, świeżego powietrza do nauki. Uśmiechnąłem się wtedy i próbowałem nabrać
oddechu, aby przeprosić, ale po pierwszej głosce już ktoś mnie uciszał. Błądziłem slalomem wśród
regałów z książkami, wyszukując sygnatury, która zawsze umykała mojemu spojrzeniu. Po kwa-
dransie poszukiwań miałem w ręku tom poetycki, zupełnego klasyka tak, aby czytane strofy napa-
wały mnie drgnieniem prawdziwości.


Po dziś dzień została mi ta maniera w wybieraniu tytułów, które równie zapierającym dech
w piersiach, pisanym językiem sprawiały wrażenie, że napawam się słowami płynącymi z liry złotej
jak najgłębszy skarbiec. Usiadłem przy stole i zatopiłem wzrok za oknem. Otworzyłem pierwszą
stronę i nawet nie poczułem, jak wskazówki zegara obracają się, dobijając pory następnego wykła-
du.

Free download pdf