Słowa, które rzucają cień

(MateuszZeniuk) #1

Refleksy natury...................................................................................................................................


Wstałem z łóżka oblanego pomiętą pościelą, na którą padały blade promienie porannego
słońca. Świeża zieleń rozjaśnionym urokiem padała na zewnątrz. Z nieba spływały jasne poblaski
płomieni, które opływały korony drzew, tworząc błyszczące, blade smugi, w których liście mieniły
się niczym srebrne łuski. Roślinność powoli ożywała, iskrząc się atmosferą lekkiego zapachu i pa-
sji, która jasnym, majestatycznym i wiosennym polorem okalała otoczenie. Drzewa lśniły w oddali,
jakby na horyzoncie rozkwitało słońce ulepione z grynszpanowych masywów. Pofałdowane zwały
wiosenne mieniły się odcieniami jasnych drobin kurzu.


Widok z okna padała na gęste pasma rozwichrzonych brzóz i olch, które szumnie drżały
przerywane powiewami wiatru. Niebo rozpływało się pod wpływem błękitu, a pojedyncze chmury
jakby wełniste i kryształowe, rozrzucone w różnych odległościach, błyszczały matowym lśnieniem.
Nie czułem nic oprócz refleksów przyrody, która mnie napawała wytwarzając lek-kie uczucie, jakie
powoli wzbierało wewnątrz upragnioną weną codzienności.


Zieleń wsiąkała wszędobylskim mgnieniem, nadając uczucia, które tliły się wewnątrz ożyw-
czym promieniem. Kochałem te widoki, choć proste i poczciwe, to zdawały się czymś na podobień-
stwo jasności, która zwykłą powłoką, piękną i dostępną, powoduje, że czas prze chwilę nie gra żad-
nej roli, a słowa zdają się przesłonięte opisem, który trwa dla tej zieleni. Nie mogłem obejść się
przeczuciem, że świeża pogoda wymaga ode mnie uwagi i odczucia, odnalezienia jej sensu, który
trwa zazwyczaj nienazwany i skryty pod słowem po prostu, a razem z nim ja.


Czym całą wyobraźnię tak naprawdę pochłaniają te widoki? Być może swoją istotą, której
pragnieniem jest rozkwit. Coś namacalnego, bo odczucia, tkwiły w refleksach natury. Przeglądałem
pejzaże, które powodowane przypadkiem trwały napawającą przestrzenią. Spalona zieleń, jasna
i soczysta, nienaganna, lekka i usnuta snem rześkim i owocnym. Pęknięcia szlachetnych kamieni na
jedwabistych płatkach. Nienasycenie i zarazem pełnia, które można było odczuć, tworzyły coś na
miarę kwiatów, pięknem wewnętrznym popychających do przeżywania. Piękno zewnętrzne swoją
aurą przemawiało do wewnątrz, prosząc si ę o kontemplację. Dlaczego tak wiele filozofii tkwiło
w naturze? Skąd jak nie z pierwszego źródła czerpać natchnienie?


I gdzie tkwi natura w człowieku? Do czego przemawia – czy do uczucia piękna, czy do
tchnienia, które niepojęte tworzy coś na podobieństwo połączenia? Zieleń, która świetlistym pro-
mieniem dochodzi do moich oczu, staje się zaskoczeniem, wyrwana z szarych lub spokojnych ram
rzeczywistości dociera do najskrytszych pokładów również tam, gdzie tkwi dusza. To przyroda,

Free download pdf