dobno coś naprawdę dobrego, totalna literacka uczta, wszyscy, którzy zajmują się piórem,
z okolicy i nawet mógłbym nas tam jakoś wkręcić.
- Podoba mi się ten pomysł.
- Mi również.
- Też mi zależy na tym, aby w końcu odbić się echem. Podobno pisanie bez zderzenia z kryty-
ką to nie taka realna sztuka, na której może komuś zależeć. - Marzę o tym, żeby być pisarzem, również w tym sensie, abym mógł przedstawiać się i nie
zachodzić rumieńcem za każdym razem, gdy ktoś pyta, czy moją książkę można kupić. - Też to mam. Nie traktuję moich wierszy przypadkowo, ale chciałbym wydać swój tomik.
Wysyłałem nawet do kilku wydawnictw, ale cisza. - Jak to zmienić?
- Trzymać się razem.
- Mi się podoba.
- Musimy spotkać się jeszcze raz.
- Koniecznie.
- Może u mnie? - zaproponował Kacper.
- No jasne.
Młodzieńcy wznieśli toast za nową znajomość i rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym
wyszli z pubu i każdy rozszedł się w swoją stronę. Niedługo mieli spotkać się u Kacpra, aby wy-
mienić się dalszymi opiniami na temat sztuki i pokazać jeden drugiemu swoje teksty. Każdego
z nich nie opuszczało uczucie, że ten dzień wniósł coś wielkiego w ich życie. Pomimo, że była to
zwykła rozmowa, patrząc z trzeciej perspektywy, to sypała się ona diamentami, które trafiły do ich
wnętrz. Coś wydarzyło się naprawdę i żaden z nich nie mógł doczekać się kolejnego spotkania.
Po powrocie Kacper opowiedział Natalii o niecodziennym zdarzeniu. Był zachwycony spo-
tkanymi chłopakami. Oprócz właściciela antykwariatu nie znał nikogo, kto podzielałby jego zainte-
resowania. Uprzedził również, że wpadną do niego któregoś wieczoru, aby porozmawiać raz jesz-
cze. Cieszył się jak dziecko i zaczął snuć marzenia – jakby to było, gdyby razem stworzyli grupę li-