Przystanek Politechnika

(Kasia Kuszak) #1

deseru... Cóż. Ważne, że była wódka. I kwas chlebowy dla
córek Nikolaja,któryitaknieprzydałsię.
Nakryłyśmy stół w salonie, gdzie rodzina batiuszki była
goszczona ostatnio. Znaczy się, tym zajęła się Elizawieta.
(Naprawdę, nienażartyzdziwiłamniejejchęćpomocy). W
tym czasie założyłam pożyczoną od niej zabudowaną choć
przewiewną sukienkę (lub spódniczkę, chodzi mi o to
jednoczęściowe ubranie, ja tu nie jestem od tego, żeby się
znać na ciuchach). Ze Złotej Wektorowej wzięłam tylko
wygodne i nieeleganckie spodnie, bluzy i koszulki, a jakoś
trzeba było przed duchownym wypaść, prawda? Wtedy
usłyszałamcichekrokiLewijaschodzącegodojadalniijego
krótki,rzeczowydialogzmatką.
„Mamo,jabędęsiedziałnagórzedoczasu,gdysobiepójdą.”
„Siedź.Tylkodobrzeudawaj,żecięniema.”
Gdy się ogarnęłam, popędziłam do cerkwi. Stanęłam w
cieniupoddrzewkiem, bozwnętrza wylewali jużsięludzie.
Ugotowałabymsięwśrodku.Jużnawetwolęniewspominać
otym, żejakonastolatkamiałamskłonnościdoomdlewania
w dusznych pomieszczeniach. To było okropne. Ba,
powiedziałabym, że nawet traumatyczne. O swoje zdrowie
się nie bałam, od zawsze byłam mocna, wysportowana i
silna, chyba, że odbierano mi tlen. Bałam się tylko reakcji
otoczenia.Gdysłabłam(nigdynieodcięłomnienadłużejniż
dosłownie 5 sekund),wszyscywokółmnieskakali.Troszczyli
się,chłodzili, pytaliokoniecznośćprzysłaniakaretki.Ato...
nictakiego. Zasłabłam –trudno. Możeimojepodejściejest
nieodpowiedzialne, może i nie powinnam chcieć, by ludzie
zostawialimniewspokoju,aletezasłabnięcia iwynikająca
z nich atencja były dla mnie na tyle niekomfortowe
psychicznie, że nawet nie opisywałam ich w swoich
dziennikach (które zdarzało mi się prowadzić w
podstawówceczygimnazjum).
Nabożeństwo ciągnęło mi się niemiłosiernie. Próbowałam
się nim zachwycać, w końcuto była niepowtarzalna okazja
naposłuchanie protestanckich modlitw w języku rosyjskim.
Gdybym nie była zestresowana, to pewnie i bym się nimi

Free download pdf