W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

Zastanawiałam się, czy ktoś z nich myślał kiedyś o dołączeniu do dzikusów, skoro to oni byli
tak naprawdę głównymi przewodniczącymi całej tej organizacji i, jak się dziś dowiedziałam,
ich warunki życia nie musiały być wcale gorsze niż ukrywanie się w budynku przychodni
medycznej w centrum miasta.
Kiedy ostatnia osoba skończyła mówić, Gizela znowu zabrała głos, dziękując
wszystkim za przedstawienie się i pytając, czy ktoś ma coś jeszcze do dodania. Eric podniósł
rękę i zawołał: „Witamy Olę na podkładzie!”, a za nim przyłączyło się kilka głosów, a może
nawet kilkanaście, w tym również Violetta, William i kilku alergików.



  • Dzięki – powiedziałam, żeby sprawić dobre wrażenie i przywołałam na twarz
    szeroki uśmiech, chyba głównie po to, żeby ich o coś poprosić. – Mam tylko pytanie, czy
    moglibyście nazywać mnie Alexą, a nie Olą?
    Przedstawiłam się im jako Alexa i miałam nadzieję, że to uznają. Niektórzy w końcu
    posługiwali się tu nawet zupełnie innym imieniem niż mieli na Plakietce, choć oczywiście ich
    preferencje również niekoniecznie były brane pod uwagę...

  • A czemu właściwie nie Ola? – zapytała Sabina, patrząc na mnie badawczo. –
    Wszyscy używają tego skrótu.
    Chciałam powiedzieć, że ja nie jestem wszyscy, ale stwierdziłam, że zabrzmiałoby to
    zbyt zarozumiale, a może nawet ordynarnie, dlatego odpowiedziałam:

  • Tak mi się po prostu bardziej podoba. Jeśli oczywiście możecie...

  • Jak dla mnie w porządku – stwierdziła Valeria i wzruszyła ramionami. Kilka osób
    zawtórowało jej, ale Marika podniosła rękę i powiedziała, że jej się nie podoba i że będzie
    mnie nadal nazywać Olą.

  • Ja też jestem wciąż nazywana przez niektórych Pauliną, chociaż nie przepadam za
    tym imieniem – włączyła się nagle Violetta, spoglądając na mnie, jakby błagała, żebym jej
    nie zignorowała.

  • No... Trudno – odpowiedziałam, wzruszając lekko ramionami i próbując zrobić
    wyrozumiałą, subtelnie zmartwioną minę. Nie chciałam, żeby oskarżono mnie o robienie
    wielkiej afery z powodu moich preferencji nazewniczych. – To niech już tak będzie.
    Część osób zaczęła rozmawiać i Gizela ogłosiła jeszcze tylko, że przypomina o
    jakimś spotkaniu międzyoddziałowym, które miało się odbyć za trzy dni i że kolejne
    spotkanie wspólne będzie jak zawsze za tydzień, po czym zaprosiła nas na obiad. Wszyscy
    zaczęli podnosić się z krzeseł i kierować się do drzwi. Siedzące w pobliżu mnie osoby
    zerkały na mnie co chwilę i niektóre z nich sprawiały wrażenie, jakby chciały na mnie
    poczekać. Usłyszałam pikanie i zauważyłam, że jakaś Plakietka leży pod krzesłem, emitując
    czerwone światło. Okazało się, że to Annika zapomniała swojej tabliczki i wróciła po nią,
    schylając się, żeby podnieść ją z podłogi. Za nią stała Deborah, która, gdy tylko niewidząca
    wzięła swoją własność, chwyciła ją za rękę i poprowadziła z powrotem do drzwi.

  • Hej – odezwała się do mnie jakaś dziewczyna z grupy alergików, Tina, z tego co
    wyczytałam na jej Plakietce, a obok stanęła jej koleżanka, która drapała się chyba jeszcze
    częściej niż Deborah i podczas spotkania cały czas wierciła się na swoim krześle.

  • Hej – odpowiedziałam i zauważyłam zbliżającą się do nas Sabinę na wózku.

  • O, hej – powiedziała znowu Tina na widok Sabiny i odsunęła się nieznacznie na bok
    razem ze swoją koleżanką.
    Sabina podniosła rękę na znak, że je widzi i zwróciła się do mnie:

Free download pdf