W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

kogoś znajomego albo w jakimś sensie emocjonującego. Lub też z kolei sprawiała wrażenie,
jakby chciała za coś przeprosić. Nie miałam jednak okazji nawiązać z nią rozmowy, bo nie
siedziałyśmy wcale zbyt blisko siebie, a poza tym, nie zamierzałam zaczynać rozmowy od
pytania „Dlaczego zachowujesz się tak, a nie inaczej?”. Bardziej rutynowe pytania mogłam
natomiast zadać każdemu, ale nie zadawałam ich na ogół, bo nie chciałam zostać posądzona
o faworytyzm. Rozmowa, zwłaszcza pomiędzy Casandrą i Marcelem, którzy siedzieli
najbliżej mnie, toczyła się perfekcyjnie bez mojego udziału i za każdym razem, kiedy już
otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, jedno z nich zaczynało właśnie nową wypowiedź, nie
pozwalając mi dojść do głosu. W pewnym momencie Marcel musiał zauważyć chyba moje
bezgłośne próby wypowiedzenia się, bo zapytał mnie, czy dobrze się czuję takim tonem,
jakbym za chwilę miała zemdleć. Odpowiedziałam szybko, że tak, bo z jakiegoś powodu
zapomniałam w tej chwili nagle o zalewającym mnie zmęczeniu i o wszystkich
dolegliwościach, które już zaczynały mnie męczyć, i wszyscy powrócili do nieprzerwanego
prawie toku rozmowy.
Kiedy nasłuchaliśmy się już Marcela i jego opowieści o Anderstonie i ich oddziale
(który musiał być chyba stosunkowo mały, bo jego członkowie spotykali się ponoć zupełnie
nieoficjalnie w prywatnym domu jednego z nich), Casandra z Anastazją i Susaną zaczęły
znowu dyskutować między sobą, a Deborah poszła sobie gdzieś, zapewne, żeby skorzystać z
komputera, o którym wspominała. Było już po godzinie dwunastej, kiedy usłyszałam, jak
Susana mówi: „O nie, za siedem minut zemdleję”. Zastanawiałam się, co takiego miało się
stać za siedem minut, że twierdziła, że zemdleje. Z jednej strony cieszyłabym się nawet,
gdyby coś się stało, bo może przynajmniej uzyskałabym jakiś jasny pretekst, żeby wstać
wreszcie z tej kanapy i udać się na korytarz. Chyba, że chodziło o coś, co miało dotknąć tylko
i wyłącznie samą Susanę. Ale jak mogła coś takiego przewidzieć? Przeszło mi nawet przez
myśl, że może Susana miała jakiś dar przepowiadania przyszłości. Członkowie tego
stowarzyszenia miewali tak nietypowe przypadłości, że chyba nawet byłabym w stanie w to
uwierzyć. A w każdym razie, na pewno byłabym w stanie uwierzyć, że myśli, iż ma taki dar.
Byłam także skłonna pomyśleć, że ta „przepowiednia” Susany była tak naprawdę tylko
wplecionym do rozmowy żartem, gdyby nie to, że kobiety kontynuowały ją w sposób
absolutnie poważny.



  • Przepraszam... Jak to, zemdlejesz? – wtrącił się Marcel, zwracając się do Susany. –
    Jak możesz wiedzieć, że zemdlejesz akurat za siedem minut?

  • Ja mdleję zawsze co cztery godziny. Ostatnio zemdlałam o siódmej czterdzieści
    pięć, kiedy jechałyśmy samochodem, więc około jedenastej czterdzieści pięć powinnam
    stracić przytomność po raz kolejny. To jest taka choroba – wyjaśniła Susana, widząc nasze
    zdziwione spojrzenia. Chociaż może nie wyglądaliśmy wcale na aż tak zdziwionych. Z tego
    co widziałam, i o czym przekonywałam się wciąż na nowo, dla kogoś, kto zna
    Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia, coraz mniej rzeczy wydaje się zaskakujących.
    Może niedługo stałabym się nawet tak odporna na odczuwanie zdumienia jak moja kuzynka
    Michalina.
    W końcu kobiety ustaliły, że najlepiej będzie, jeśli Susana położy się na sąsiedniej
    kanapie, która teraz była wolna. Tym samym zostałam przy stole sama z Marcelem,
    Beniaminem i Rebeccą i zaczęłam rozważać po raz kolejny, czy był to dobry moment na
    odejście od stołu. Obawiałam się wprawdzie, że odchodząc w tej chwili okazałabym swoją

Free download pdf