W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

lekceważącą postawę wobec oczekiwanego omdlenia koleżanki bądź też wobec nowych
kolegów z Anderstonu, z którymi teoretycznie miałam teraz szansę porozmawiać. Oni jednak
nie zwracali na mnie w dalszym ciągu żadnej uwagi. Beniamin był teraz zwrócony w stronę
Rebekki, tak że prawie siedział tyłem do mnie, a Marcel wyciągnął telefon i zaczął coś na
nim robić, tak jakby nagle utracił zainteresowanie rozmową, a nawet jedzeniem. Pomyślałam
zatem, że mogła to być dobra okazja, żeby odejść od stołu, nie zwracając być może prawie
niczyjej uwagi i ta myśl skłoniła mnie ostatecznie do podniesienia się z kanapy.
Kiedy wróciłam, Susana siedziała cały czas na sąsiedniej kanapie obok Cristiny i jej
matki i nie wiedziałam, czy już wróciła do siebie, czy też w ogóle nie straciła jeszcze
przytomności. Siadając na swoje miejsce, spojrzałam dyskretnie na zegarek. Było za dziesięć
dwunasta. Zastanowiłam się, co by się stało, gdybym podeszła do trójki kobiet i zapytała, czy
Susana już zemdlała. Najprawdopodobniej odpowiedziałyby mi „Tak, już zemdlała” albo
„Nie, jeszcze nie zemdlała”, a ja odpowiedziałabym wtedy... „Aha, dziękuję za informację”?
Moja wizja tej wymiany zdań była tak żałosna, że aż zachciało mi się śmiać, ale
spróbowałam się powstrzymać, przypominając sobie, jak wyglądała Rebecca, kiedy
uśmiechała się bez powodu i jak bardzo wprawiało to wszystkich w konsternację. Bo byłam
pewna, że wprawiało, i to nie tylko mnie.
Po wyjściu z łazienki, jeszcze zanim wróciłam do sali, pomyślałam wprawdzie, że
mogłabym zejść wreszcie na dół. Nie deklarowałam przecież nikomu, że wrócę do stołu i
wydawało mi się, że nie miałam tu już nic do roboty. Melania siedziała jednak przy drzwiach
i powiedziała mi, że przed chwilą ktoś schodził na dół i żebym poczekała trochę, a ona mnie
zawoła. Zgodziłam się zatem, nie mając za bardzo innego wyboru, i postanowiłam wrócić do
pokoju, z którego przyszłam. Podczas mojej nieobecności do naszego stolika dołączyła
ponownie Deborah, a także Eric, który usiadł na krześle i patrzył na nią ze skupieniem.
Deborah wciąż miała przy sobie telefon, z którego w dalszym ciągu wydobywała się ta
irytująca melodia, ale w rękach trzymała teraz jakiś tablet albo inne podobne urządzenie i
wpatrywała się w nie intensywnie.



  • Eric, mówiłam ci, nie rozłączę się dobrowolnie, bo wtedy sama odbiorę sobie szansę
    na połączenie. To nie ma sensu – powiedziała nagle, odrywając oczy od ekranu. – Ktoś
    musiałby chyba zrobić to za mnie siłą, żeby zakończyć połączenie z mojej strony.

  • W zasadzie, ja mogę to zrobić – zauważył Eric. – Twój telefon jest teraz dla nas na
    wyciągnięcie ręki. Nie boisz się, że cię rozłączymy?

  • Eric! – Deborah miała taki głos, jakby właśnie (znowu) usłyszała najgłupszą rzecz
    na świecie. – Przecież ja byłabym wtedy w siódmym niebie! Nareszcie skończyłoby się to
    ciągłe czekanie, ta zależność, ta niepewność...

  • To mogę to zrobić?

  • Nie! Oczywiście, że nie. Nie mogę ci na to pozwolić. To nie miałoby sensu.

  • Aha, czyli po prostu nie możesz mi dać formalnego pozwolenia? I po co to całe
    nieformalne stowarzyszenie...

  • Eric...
    Mężczyzna chwycił nagle telefon Deborah szybkim ruchem i zakończył połączenie.

  • Eric! – przez chwilę nie byłam pewna, czy Deborah jest wściekła czy raczej
    rzeczywiście wchodzi w stan pomieszanego z niedowierzaniem zadowolenia. – Eric, dzięki!
    Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej?

Free download pdf