W krainie nienawiści

(TatianaRevelion) #1

ROZDZIAŁ X – OLA POZNAJE LEPIEJ STOWARZYSZENIE NIEFORMALNEGO


CIERPIENIA


Od przyszłego tygodnia, zgodnie z sugestią Gizeli, zaczęłam uczęszczać na regularne
spotkania mojej nowej grupy. Prawie codziennie o szesnastej schodziłam na najniższe piętro
przychodni „Świat Medyków” i witałam się, albo przynajmniej widziałam się (bo nie każdy
był skory do mówienia), z mniej więcej tymi samymi osobami. Mniej więcej, bo nie zawsze
każdy był obecny. A raczej, zazwyczaj ktoś był nieobecny. Po niedługim czasie
zorientowałam się, że chyba najczęściej byli to Felix i Violetta, chociaż nie miałam
pewności, czy była to reguła. Być może przechodzili po prostu akurat przez jakiś trudniejszy
okres albo coś stawało im na drodze. Poza tym, kiedy już się pojawiali, byli zazwyczaj
bardzo aktywni, a ich wypowiedzi za każdym razem zdawały się implikować jakieś
prowokacyjne osądy.
Naszym spotkaniom przewodniczyła zawsze Gizela z Serafinem, czasami poruszając
jakąś kwestię, zadając nam pytania, albo po prostu tłumacząc zasady jakiejś gry, w którą
mieliśmy zagrać, bądź zadania, które mieliśmy wykonać.
Zanim wzięłam udział w pierwszym spotkaniu, obawiałam się, że mogą one
przebiegać nadzwyczaj niekomfortowo i nieciekawie, jeśli nikt nie będzie skłonny do
zabrania głosu. Albo nawet nie będzie w stanie go zabrać, jak na przykład w przypadku
Dylana, który regularnie nie był w stanie wydobyć z siebie nawet pojedynczej sylaby, lub też
z jakiś innych przyczyn nie będzie mógł włączyć się do interakcji, jak na przykład Sheila,
której ponoć zdarzało się stracić przytomność z powodu stresu. Byliśmy w końcu grupą tak
zwanych alergików społecznych. Okazało się jednak, że większość alergików, których
poznałam na pierwszym spotkaniu, nie była aż tak poddana lękowi, jak mogłoby się
wydawać, i wyglądało na to, że nasi opiekunowie nie musieliby się nawet wcale odzywać,
żeby dyskusja pomiędzy nami nie gasła przez godzinę lub dłużej. A przynajmniej, pomiędzy
częścią z nas.
Główną zasadą obowiązującą w naszej grupie (przynajmniej formalnie, bo pewna
formalność istniała chyba nawet w najbardziej nieformalnych stowarzyszeniach) była
szczerość. Na pierwszym spotkaniu, na którym byłam obecna, Gizela podeszła do wiszącej
na ścianie tablicy magnetycznej i napisała na niej czerwonym mazakiem: 1. Szczerość, 2.
Szczerość i 3. Szczerość, po czym wytłumaczyła nam (a raczej mi), że jest to
prawdopodobnie najbardziej podstawowa zasada stosowana na naszych spotkaniach i że bez
niej nasze stowarzyszenie w ogóle nie miałoby sensu.
Szybko okazało się jednak, że zasada szczerości nie funkcjonuje z takim sukcesem,
jak prawdopodobnie oczekiwali tego Gizela i Serafin. Za każdym razem, kiedy mówiłam, że
jestem zmęczona byciem obserwowaną i znużona słuchaniem, jak Liam czy Tina robią
rzekome postępy w przyzwyczajaniu się do ludzi, albo, czym zajmuje się siostra Sonii (to
jest, tej dziewczyny, którą zapamiętałam z naszego pierwszego spotkania, bo ciągle się
śmiała), albo, co się śniło ostatnio Samuelowi, zostawałam oskarżona o brak zainteresowania
członkami grupy i ktoś mówił mi, że jeśli nie chcę podejmować żadnego wysiłku, mój udział
w tej grupie praktycznie nie ma sensu. Albo przynajmniej, że nawet stowarzyszenie tak
wspaniałe jak Stowarzyszenie Nieformalnego Cierpienia nie będzie w stanie mi pomóc. Albo
przynajmniej zapadało milczenie. Nie wiem, czy w rzeczywistości nie było to nawet gorsze.

Free download pdf